Pomysł uczczenia 100-lecia odzyskania niepodległości wspólnym śpiewem w szkołach i przedszkolach – zasadniczo sympatyczny – nie dotyczył tylko hymnu państwowego. Popularność odzyskać miały także inne patriotyczne pieśni. – W tygodniu przed 11 listopada Bartka, wraz z całą klasą, poproszono na salę gimnastyczną – nagle, w trakcie lekcji plastyki – opowiada Ewelina, matka czwartoklasisty. Dzieci ustawiono przed ekranem, na którym z rzutnika wyświetlono tekst „Roty”, puszczono podkład muzyczny i kazano śpiewać. – Syn podniósł rękę i oświadczył, że nie zaśpiewa – kontynuuje Ewelina. – Ma kolegę z pochodzenia Niemca, więc „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz” nie przejdzie mu przez usta. A poza tym jest niewierzący, więc „Tak nam dopomóż Bóg” też nie przejdzie. Ten kolega, z pochodzenia Niemiec, stał obok, chodzi do tej samej klasy. Również odmówił śpiewania. – Pomijam fakt, że ktoś w szkole mógł pomyśleć o uczuciach tego ucznia – Niemca, 10-latka. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby dzieci poznały „Rotę” jako pieśń historyczną, ale razem z historycznym kontekstem. A nikt się nie pofatygował, by go przy tej okazji przedstawić – zauważa Ewelina.
Bez choć podstawowego objaśnienia fabuły utworu odbywała się też nauka hymnu, w ramach „Rekordu dla Niepodległej” 9 listopada o 11.11 wykonywanego w szkołach i przedszkolach, co stanowiło jeden z punktów obchodów. Założenie było ambitne, hymn odśpiewany miał być w wersji ustawowej, czterozwrotkowej, od początku do końca. W niepodległościowym wzmożeniu nie było czasu zwrócić uwagi, że między początkiem a końcem z dziecięcych piersi wyrywa się „co nam owca szablon wzięła, szablon odbierzemy” lub „z ziemi polskiej do wioski”, ponieważ śpiewający nie bardzo wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi.