Krótko po odejściu z funkcji ministra cyfryzacji Anna Streżyńska postanowiła założyć spółkę. Oczywiście przez internet, bo wcześniej sama podkreślała, że dzięki nowoczesnym rozwiązaniom informatycznym to zwykła formalność. Okazało się, że Ministerstwo Sprawiedliwości coś już zdążyło zmienić i system nie przyjmuje jednego z wymaganych załączników. Rejestracja spółki, która z założenia trwać miała 24 godziny, zajęła jej trzy tygodnie, bo wymagany załącznik dosłać trzeba było za pośrednictwem poczty. Trudno się dziwić, że po odejściu Streżyńskiej z rządu na stanowisku ministra cyfryzacji przez kilka miesięcy był wakat. Cyfryzacja Polski ciągle jest zajęciem wirtualnym.
Wyspy
Sukcesy polskiej cyfryzacji trudno zważyć, bo nie wiadomo, jaką przyjąć jednostkę obliczeniową. Z jednej strony państwo wydaje na ten cel setki milionów złotych rocznie, za co realizowane są dziesiątki projektów. Z drugiej – w unijnym rankingu cyfryzacji państw Polska lokuje się na 22. miejscu. Awans z 23. miejsca zawdzięczamy głównie temu, że zakopaliśmy w ziemi grube miliony. – Realizacja wielkich projektów szła jak krew z nosa i minister Halicki zaczął przekierowywać pieniądze na światłowody, żeby nie trzeba było oddawać funduszy do Unii – mówi jeden z byłych urzędników z Ministerstwa Cyfryzacji. W efekcie potencjalnie moglibyśmy na tej sieci budować najbardziej wymagające systemy informatyczne świata. Gdybyśmy oczywiście potrafili.
Wśród nielicznych sukcesów można wymienić możliwość składania oświadczeń podatkowych przez internet. – Przy czym należałoby się zastanowić, czy w ogóle powinniśmy takie oświadczenia składać, skoro urząd skarbowy ma wszystkie informacje, które wpisujemy do PIT. A art. 220 Kodeksu postępowania administracyjnego mówi, że urząd nie może domagać się od obywatela informacji, które już ma – mówi Tomasz Kulisiewicz, ekspert z Ośrodka Studiów nad Cyfrowym Państwem.