Wybór felietonów (drukowanych przez Boya w międzywojennej prasie) „Reflektorem w mrok” ukazał się w 1985 r. To nie były ciekawe wydawniczo czasy – brzydka okładka, szybko żółknący papier, klejony grzbiet, który przy objętości 650 stron momentalnie rozpadał się na części (mój egzemplarz rozleciał się już na osiem kawałków). Za to nakład imponujący – 200 tys. Wtedy, w połowie lat 80. XX w., lektura tych felietonów przypominała wycieczkę w egzotyczną, archaiczną wręcz rzeczywistość. Błyskotliwe, piekielnie inteligentne i dowcipne, antyczne bibeloty. I nagle, po 1989 r., te antyczne bibeloty zaczęły kolejno ożywać, gdy Kościół katolicki – tak jak w II RP – zażądał odsetek za odzyskaną niepodległość.
Pierwsze uaktualniło się „Piekło kobiet”. Coś, co wydawało się niemożliwe, czyli niemal całkowity zakaz przerywania ciąży, znów stało się faktem. Wróciło aborcyjne podziemie, na szczęście w bardziej cywilizowanej formie. Poziomem hipokryzji dorównaliśmy II RP, a Boya można cytować żywcem: „Im kobieta, dzięki swemu położeniu, łatwiej mogłaby urodzić i wychować dziecko, tym łatwiej jej się postarać o przerwanie ciąży; na te natomiast kobiety, które rzeczywiście są w położeniu przymusowym i tragicznym, spada nieubłaganym ciężarem surowość etyki lekarskiej”. Można powiedzieć, że jest nawet gorzej. Gdy Boy toczył swoją batalię, dyskutowano nie tylko o depenalizacji aborcji, ale też rozszerzeniu prawa do niej o tzw. względy społeczne. My idziemy w przeciwnym kierunku. Pojawił się horrendalny pomysł karania kobiet więzieniem (szybko zarzucony po tym, jak setki tysięcy Polek wyszły na ulice w Czarnym Proteście). O liberalizacji ustawy i dopuszczeniu prawa do aborcji ze względów społecznych nie da się dziś sensownie dyskutować, bo trzeba się bronić przed zakusami na jej zaostrzenie.