Nie rozstaje się z telefonem. Bo od samego rana – dopiero pierwsza kawa zaparzona przez żonę, trzymiesięczna córeczka Nataszka jeszcze drzemie w wózku – a tu już do niego wydzwaniają. Przysyłają zawiadomienia, pika mu Facebook i mail w telefonie. – Michał, minister rolnictwa w Radiu Zet o tobie! – krzyczy brat Michała, przechodząc korytarzem. I mama Michała też dzwoni – powiedzieć, że słucha o Michale, siedząc u fryzjera.
Dopiero wrócił z protestu w Warszawie. Z robiącej za scenę naczepy ciężarówki, ustawionej pod Pałacem Prezydenckim, obwieszczał agropowstanie, a zgromadzeni wokół rolnicy buczeli i trąbili z uznaniem. Dziś po południu jedzie do Opola. W następnym tygodniu Kujawy, Warmia i Mazury – ma spotkania po remizach i wiejskich świetlicach. Będzie namawiał do wstępowania do tworzonej przez siebie ogólnopolskiej organizacji rolników i hodowców – AGROunii.
Na spotkaniach mówią, że na takiego jak on już od dawna czekali. Że polska wieś – poniżana niskimi cenami owoców i warzyw w skupach i spychana na margines przez zagraniczne markety – czekała, aż ktoś się za nią wstawi. A on mówi: – Najważniejsza teraz jest struktura. Musi być nas dużo i musimy być dobrze zorganizowani, bo dopiero wtedy będą się z nami liczyć. Znów telefon. – Nie interesuje mnie to. Do widzenia – Michał błyskawicznie ucina rozmowę. Bo weryfikacja też musi być szybka – kto i po co dzwoni, czy mamy z nim o czym rozmawiać. Michał nigdy nie mówi „ja”, zawsze „my” albo „nam”, ale i tak wiadomo, że w AGROunii rządzi on, Michał Kołodziejczak.
Wyszkolić się z życia
Kiedyś przez chwilę myślał, że może te hektary ziemniaków i kapusty to jednak nie dla niego, że może jednak bardziej jest miastowy.