Rekord prędkości padł w centrum Katowic kilka miesięcy temu. Fikusy beniaminy wystawione przed pizzerią rozeszły się w 30 minut od wywieszenia zdjęć na facebookowej stronie Schroniska. – Wyścigi były. Znajomy mówił, że przybiegł pierwszy, tuż za nim inny chłopak, za chwilę dotarła jakaś dziewczyna. Podzielili się, ale ludzie dalej pod zdjęciami pisali: „Rezerwuję!”, „Asia, jedź, zobacz!” – relacjonuje Witold Szwedkowski, pomysłodawca Schroniska dla Niechcianych Roślin, przewijając w telefonie archiwa działalności.
Bierz łopatę i kop!
Witek mówi, że ma radar ustawiony na „zielone”. Kiedyś podczas delegacji służbowej szedł przez Strzelce Opolskie i zobaczył pod murem więzienia na chodniku wiecheć. Chamedora wytworna, inaczej palma koralowa. Skąd? Jak? Bez doniczki, bryła korzeniowa już obsypana, jakby ktoś nią rzucał. Witek włożył ją do foliówki i zawiózł do siebie, do Chorzowa, pociągiem z przesiadką.
Na podobne znaleziska trafia co rusz. Może przez to, że jako dziecko sporo chorował. A rodzice zbierali książki, albumy, atlasy. Witek siedział w domu z zapaleniem oskrzeli i te atlasy oglądał. Analizował szczegóły na zdjęciach roślin, ładował się zielonym. I może przez to dziś więcej dostrzega.
Obserwował też rozrost przydomowych ogródków. Na Retkini w Łodzi, gdzie się wychował, w latach 80. ludzie na własną rękę uzupełniali niedobory zaopatrzenia. Ojciec Witka wyszedł kiedyś na balkon, patrzy: sąsiedzi kopią. Staszek, co się dzieje? – krzyknął. – Ogródki zakładamy! – Gdzie się wniosek składa? – Bierz łopatę i kop! I to „Bierz łopatę i kop!” zostało Witkowi w głowie.
Gdy po studiach psychologicznych przeprowadził się z Łodzi na Śląsk, już w latach dwutysięcznych, brał łopatę i kopał kwiatki i krzewy.