Na parterze woda jeszcze była, u nas na górze już nie – opowiada Tomasz ze Skierniewic. Żeby się wykąpać po pracy, musi biec do szwagra kilka pięter na dół. Tego lata Skierniewice stają się stolicą polskiej suszy. Władze proszą mieszkańców, by „liczyli się z każdą kroplą”. Zbiera się sztab kryzysowy. Zapada decyzja o wyłączeniu z użytku miejskiego basenu i odcięciu nawodnienia ogródków działkowych.
Władze miasta tłumaczą się nagłym zwiększeniem poboru wody. Podobno mieszkańcy z dnia na dzień zaczęli zużywać jej dwa razy więcej. Tomasz za zaistniałą sytuację nie wini miejskiej spółki. – W tym roku zbiegło się kilka czynników – mówi. – Upał, awarie studni i prace remontowe. Wcześniej podobne sytuacje się raczej nie zdarzały: czasem tylko brakowało ciepłej wody albo z kranów płynęła taka mętna, pomarańczowa, bo trwała akurat konserwacja w elektrociepłowni.
Przestaje działać fontanna na rynku. Na ostry dyżur do szpitala woda dowożona jest w foliowych workach. Po mieście jeżdżą beczkowozy, z których mieszkańcy mogą pobierać wodę do pojemników. Wójt gminy Skierniewice, gdzie też ograniczono dostęp do wody, przyznaje, że w poniedziałek przed pracą musiał się kąpać w rzece.
Betonują
Studnie wysychają, ujęcia wód podziemnych w gminach miejskich i wiejskich są na granicy zapotrzebowania. Kiedy dr Sebastian Szklarek z Europejskiego Regionalnego Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk w Łodzi, autor bloga „Świat wody”, słyszy o sytuacji w Skierniewicach, postanawia wykonać prosty research. W internecie szuka miejsc, w których władze apelowały o oszczędność wody od 7 do 14 czerwca, w ciągu godziny znajduje 20. Prosi czytelników o nadsyłanie informacji, nalicza łącznie 94 miejscowości.