Ulica Huculska nie jest chyba najlepszym adresem dla restauracji. Mała boczna uliczka prowadząca od ul. Dolnej w stronę parku Morskie Oko usytuowana jest z dala od szlaków wędrującej po Warszawie publiczności. Jeśli jednak ktoś tu zabłądzi, to musi zauważyć żeglarskie akcesoria, którymi bogato ozdobiony jest ten lokal także i z zewnątrz. Przed restauracją jest niewielki ogrodzony płotem piwny ogródek. W słoneczny ciepły dzień może tu być całkiem przyjemnie.
W środku zadziwiająco duża sala, cała przeładowana wręcz symbolami starych galeonów. Jest więc koło sterowe, są sieci, a lufa działa, kusze i pistolety sugerują, że Galeon to najprawdopodobniej korsarska łajba.
Dziś korsarze z Galeonu buszują nie po morzach i oceanach, lecz głównie w naszych portfelach. Krewetki królewskie na sałacie lodowej pozbawiły nas aż 36 zł. Tyle samo ubyło z naszej kieszeni po spożyciu skwierczących krewetek z papryczką pil-pil. Przepis ten – jak informuje karta menu – tutejszy kuk (czyli szef kuchni – o czym informujemy nieobeznanych z żeglarskim językiem) otrzymał od hiszpańskich korsarzy.
Widać i barwena pieczona z oliwkami, a podana z opiekanymi ziemniakami i mieszanką warzyw, pochodziła z tego samego korsarskiego źródła, ponieważ też kosztowała 36 zł. Tylko panga duszona w sosie pomarańczowym, a podana z doskonałym ryżem, uszczupliła nasz portfel o 29 zł. Pośród ryb zauważyliśmy znacznie mniej kosztującego (24 zł) bałtyckiego dorsza przygotowanego w złocistej panierce z frytkami i warzywami. Inne dania – np. filet z piotrosza w sosie z szyjek rakowych za 44 zł czy krewetki grillowane z dwoma sosami i ryżem aż za 48 zł – miały równie wygórowane ceny.