Foksal 16 to był w PRL adres magiczny. Mieściła się tu restauracja Kameralna, zwana Kamerą, obok Spatifu jeden z niewielu nocnych lokali w Warszawie. Można tu było spotkać pisarzy, aktorów, dziennikarzy, czyli wedle dziś modnego określenia łże-elity, w symbiozie z prywaciarzami i różnego rodzaju niebieskimi ptakami. Jedzenie było świetne, wódka tania i aby zdobyć stolik, trzeba było mieć albo znajomości wśród personelu, albo dużo szczęścia. O miejsca przy barze też nie było łatwo. Kamera upadła wraz z PRL.
Papaya specjalizująca się w kuchni tajskiej, ale nie wyłącznie, bo i inne azjatyckie potrawy są w karcie dań, zastosowała już nie tylko lifting, lecz całkowite przeobrażenie plastyczne. Wnętrze jest jasne, nowoczesne, eleganckie. Wygodne stoliki, fotele ze sztucznego tworzywa, wzdłuż jednej ściany długa lada barowa z dużym wyborem alkoholi, na drugiej okna wychodzące na Foksal chwilowo zasłonięte z powodu remontu fasady kamienicy. Dobra wentylacja, tylko muzyka mogłaby być bardziej azjatycka. Śliczne, sprawne i kompetentne kelnerki. Piękna zastawa. To są naprawdę dzieła sztuki użytkowej na najwyższym poziomie.
Kucharze to prawdziwi Tajowie i trzeba przyznać, że znają się na robocie, choć zdarzają się im potknięcia. Możemy z pełnym przekonaniem polecić tajską zupę Tom Khaa Kai (18 zł), czyli kawałki kurczaka i pieczarki w aromatycznym mleczku kokosowym, oraz chińską zupę Won Ton (24 zł) z tygrysią krewetką i pierożkami.
Dalej... porażka. Szparagi z grilla w sezamie (18 zł) nie wydaje się, by miały kontakt z grillem, a w dodatku były twarde, a więc niejadalne. Ale już kalmary z woka (14 zł), czyli smażone we fryturze, były smaczne, na uwagę zasługuje ciekawy sos majonezowy.