– Generalnie NASA proponuje, żeby partnerzy w stanie nieważkości byli do ściany przywiązani linką, ewentualnie kajdankami, żeby ich nie znosiło pod sufit – twierdzi pan Boguś. Jego zdaniem ma to posmak lekko perwersyjny, zwłaszcza że w trakcie wykonywanej czynności po kabinie latają meble, kombinezony oraz płyny ustrojowe. – Niestety, najgorsze jest to, że w tej nieważkości zachodzą procesy, od których znieważonemu mięknie instrument, a jeśli tak, to o czym my w ogóle mówimy?
Optymistyczne jest tylko to, że – o ile wiadomo – nikt nie próbował seksu w kosmosie wykonać, a tylko urządza się na ten temat symulacje i konferencje naukowe. Niewykluczone, powiada sąsiad, że opowieściami o tym, że nie ma seksu we Wszechświecie, chce się nas, Ziemian, zniechęcić do orbitalnych brewerii. Tym z NASA widocznie chodzi o to, żeby człowiek przyłożył się do swoich obowiązków tu na Ziemi, gdzie oczywiście też nie jest łatwo ze względu na silną grawitację. Możliwe zresztą, że NASA jakiś udany eksperyment już przeprowadziła, tylko go nie ujawnia. Dlaczego? – A jeśli, dajmy na to, ustalili, że seks w przestrzeni kosmicznej jest sto, dwieście razy bardziej przyjemny i nie ma mowy o żadnym mięknięciu, a wprost przeciwnie? Wie pan, co by się zaczęło dziać? Na szczęście to utajnianie w dzisiejszych czasach i tak nic nie da. – To za duża gratka dla telewizji i show-biznesu – uważa pan Boguś, który spodziewa się, że już niedługo w programie „Uwaga” lub „Prosto w oczy” nastąpi bezpośrednia transmisja z pierwszego aktu płciowego dokonanego w kosmosie, a przed odbiornikami zasiądzie cała ludzkość, jak podczas historycznego lądowania na Księżycu. I jeśli eksperyment się uda, już wkrótce ludzie zaczną latać grupowo w kosmos nie po to, żeby coś odkrywać, ale żeby się po prostu przelecieć.