Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Ludzie fikcyjnej roboty

Przesłuchanie przed Sądem Lustracyjnym kapitana Wieczorka, znajomego Zyty Gilowskiej, pokazało, że nawet w peerelowskiej Służbie Bezpieczeństwa nie brakowało ludzi szlachetnych i odważnych, którzy nie wahali się osłaniać osób sympatyzujących z opozycją przez zakładanie im fikcyjnych teczek tajnych współpracowników. To właśnie oni tworzyli tajny, dotąd nikomu nieznany front walki z reżimem. Fusom udało się dotrzeć do człowieka, który kierował zakonspirowaną grupą esbeków osłaniających tysiące ludzi.

Fusy: – Na czym polegała wasza działalność?

Major Albin Zgoda, pseudonim Albin: – Chodziło o to, żeby pomóc prześladowanym. Wiedzieliśmy, co grozi im ze strony naszych kolegów, dlatego zakładaliśmy im fikcyjne teczki TW. Byliśmy taką grupą osłonową.

Dlaczego akurat wy?

Ktoś to musiał robić.

Uratowaliście wielu ludzi?

Mnóstwo. Dzięki temu, że mieli u nas teczki, mogli spokojnie konspirować lub nie konspirować i nikt się ich nie czepiał.

Jak zakładało się fikcyjną teczkę TW?

Najtrudniejsze było wymyślenie pseudonimu. Chodziło o to, żeby w wydziale nikt się niczego nie domyślił. Pamiętam, że strasznie długo się nad tą kwestią myślało, ale potem i tak okazywało się, że wszyscy wymyślali TW Beata.

Dlaczego?

Trudno powiedzieć, w każdym razie to bardzo komplikowało robotę i narażało nas na głupią wpadkę.

Młodzieńcza brawura?

O ile pamiętam, tak. Pod koniec lat 80. w naszym wydziale było ze 20 TW Beata.

Przełożeni nie domyślali się niczego?

Chyba nie. Zresztą zdaje się, że sami ich o tym informowaliśmy, żeby uchronić się przed wpadką.

Czy fikcyjni TW Beata byli przez was zadaniowani?

Byli, ale rzecz jasna fikcyjnie.

Polityka 32.2006 (2566) z dnia 12.08.2006; Fusy plusy i minusy; s. 90
Reklama