Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Jedzmy papier

Po obcym ataku na polską głowę państwa mamy obcy atak na polskie wędliniarstwo. Oto 19 naukowców z ośmiu krajów, przedstawiających się jako członkowie grupy roboczej WHO, ogłosiło, że polskie wędliny zawierają zbyt dużo szkodliwych azotanów i azotynów. Podobno karmione naszą wędliną myszy i szczury skarżyły się na różne dolegliwości i generalnie diety tej nie wytrzymały. Szczegóły raportu znalazły się w najnowszym „The Lancet Oncology”, wywołując blady strach w polskim środowisku wędliniarskim.

Jak bez azotanów i azotynów robić smaczne i ładnie wyglądające w sklepie wędliny, pytają wędliniarze. Przecież tylko dzięki nim nasze szynki i polędwice uzyskują przedłużoną trwałość oraz swój niepowtarzalny amarantowy kolor z nutą indyjskiego różu. Bez dobroczynnego wpływu azotanów i azotynów najlepsza polska wędlina zaraz po przekrojeniu zrobi się sina i w ogóle nie będzie przypominać wędliny, tylko wiadomo co. W efekcie pozbawione azotanów i azotynów produkty trzeba będzie chronić nie tylko przed rozmaitymi komisjami UE i WHO, ale także przed dziećmi.

Oczywiście zamiast dodawać te substancje, mięso można po prostu peklować w soli, z tym że proces produkcyjny wydłuży się do miesiąca, a w tym czasie mięso może się zepsuć, a na rynku powstaną braki w zaopatrzeniu. Zresztą brak ulepszaczy mógłby wywołać słuszny bunt konsumentów, którzy azotany i azotyny na swoich stołach lubią i cenią. „Co zatem robić?”, pytają dramatycznie wędliniarze. Niespodziewanie odpowiedź znalazł Zenon K., wynalazca z Kujaw, który w rozmowie z „Fusami” proponuje powrót do tradycyjnych polskich metod wędliniarskich opartych na papierze.

Polityka 34.2006 (2568) z dnia 26.08.2006; Fusy plusy i minusy; s. 83
Reklama