W piątek 17 stycznia poranny rytuał parzenia urzędniczej kawy zakłócił komunikat o blokadzie samorządowych kont. Skarbnikom ciśnienie tak skoczyło, że żadnej kawy już nie potrzebowali. Zamiast tego zaczęli dzwonić z urzędu do urzędu i tworzyć mapę budżetowego kryzysu. Okazało się, że ten sam komunikat wyświetlał się w komputerach skarbników od Sanoka przez Dębicę i hen za Rzeszowem. Wszędzie tam, gdzie gminy trzymały pieniądze na kontach Podkarpackiego Banku Spółdzielczego w Sanoku. Tak się składa, że blokada kont nastąpiła akurat wtedy, kiedy ludziom trzeba było wypłacać 500 plus, a nauczycielom puszczać przelewy z pensjami. A w gminach mieli tyle pieniędzy, ile w pancernych kasach. Czyli właściwie nic.
Zamiast stanu kont samorządowcom wyświetlał się komunikat, że Bankowy Fundusz Gwarancyjny przeprowadza właśnie na PBS proces przymusowej restrukturyzacji. Restrukturyzacja to takie ładne słowo na procedurę, w której dziurę w finansach banku zasypuje się jego majątkiem, obligacjami, a jak nie starczy, to pieniędzmi klientów instytucjonalnych, czyli samorządów i firm.
Sławomir Stefański, wójt Wojaszówki, pamięta, że jakimś cudem dodzwonił się w piątek do kierownictwa PBS, ale go uspokoili, że oddzielają chore jabłka od zdrowych. Już w najbliższy poniedziałek bank miał zacząć ponownie obsługiwać klientów. I to nawet lepiej, bo wzmocniony procesem przymusowej restrukturyzacji. Mieszkańców Wojaszówki kuracja wzmacniająca bank kosztowała 3,7 mln zł.
Inżynieria
Z kont 34 gmin i powiatów zniknęło w sumie ponad 80 mln zł, którymi zapchano dziurę w finansach zagrożonego upadkiem banku. Decyzja o przyczynach przymusowej restrukturyzacji banku PBS została utajniona przez BFG. Zarząd stracił pracę, ale nie wolność. Nikomu nie postawiono żadnych zarzutów.