EWA SIEDLECKA: – Dlaczego zrobiliście konferencję na stulecie więziennictwa z udziałem sejmowej opozycji, a nie polityków partii rządzącej?
KAJETAN DUBIEL: – Bo rządzący nie byli zainteresowani. Zaproszenia poszły do ministra Ziobry, do dyrektora generalnego więziennictwa Jacka Kitlińskiego, do przewodniczących klubów parlamentarnych. Do wszystkich poszły. Przyszła opozycja, władza – nie.
Teraz się w ogóle nie rozmawia o więziennictwie. Kiedyś co cztery, pięć lat odbywał się Kongres Penitencjarny. Byli naukowcy, więziennicy, politycy. Ostatni Kongres był w 2011 r. pod patronatem ministra sprawiedliwości, z udziałem rzecznika praw obywatelskich. Czyli następny powinien być w 2016 r., ale nie został zorganizowany.
Dlaczego?
Bo pochwalić się nie ma czym, a władza nie jest ciekawa, co się dzieje za murami. Nie ma buntów, wokół zakładów karnych cicho – i tego tylko władza od więziennictwa wymaga.
Jak się zmieniło więziennictwo w porównaniu do tego z PRL? Pamięta pan czasy, kiedy się do więźnia mówiono per „wy”?
Pamiętam. Zacząłem pracować w 1990 r. i sam jeszcze tak mówiłem jak starzy klawisze. Nie mogło im się pomieścić w głowie, że trzeba do więźnia mówić per „pan”. Paweł Moczydłowski [pierwszy po 1989 r. szef więziennictwa] zrobił rewolucję: humanizacja kary, prawa człowieka. Np. był taki odwieczny zwyczaj, że na wieczór więźniowie wystawiali przed celę „kostkę” – złożone ubranie. To było święte. Moczydłowski tego zakazał. Poszedł faks, żeby nie wystawiać kostki. Starzy klawisze myśleli, że to jakaś prowokacja. Mówili, że więźniowie pouciekają, jak będą mieli w celi ubrania.
Więziennictwo to jest instytucja totalna, oparta na rytuałach i absolutnej kontroli.