Jola i Piotr zakochali się przy pracy. Byli wówczas pracownikami montażowymi przy produkcji ekologicznych podpałek do grilla. Miłość od pierwszego wejrzenia, mówi Jola. Wiedziałem, że to ta jedna jedyna, mówi Piotr.
ŻYCIE – nagle nastąpił szereg zdarzeń życiowych, takich jak: śmierć matek obojga zakochanych (dwa pogrzeby w jednym 2017 r.), wprowadzenie się Joli do Piotra, przeniesienie Piotra z podpałek na stanowisko podkuchennego decyzją kierownictwa Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczego Polskiego Stowarzyszenia na rzecz Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną (PSONI), koło w Biskupcu.
Ona ma dziecięce porażenie mózgowe, jeździ na wózku inwalidzkim. On choruje na porfirię. Mają orzeczone „upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim”. Dlatego kiedy chcieli się pobrać, niechcący poruszyli systemową lawinę urzędniczo-sądową i psychiatryczno-psychologiczną, która sypie się na nich już prawie dwa lata. Sprawdza się, czy powinni zostać mężem i żoną. Dla ich dobra, jak wszędzie słyszą. Zakochani nie są ubezwłasnowolnieni, telewizję, gazety i Helsińską Fundację Praw Człowieka zawiadomili sami.
JOLA – 35 lat, mózg związku. Skończyła publiczną podstawówkę, gimnazjum, zrobiła papiery asystenta biurowego, biegle posługuje się komputerem. Pisze wiersze, pisma sądowe, ogarnia domowe rachunki, wyszywa. Planuje kolejne kroki batalii o ślub, bo nie odpuści. Przeczesuje internet, kontaktuje się z prawnikami, bierze udział w programach telewizyjnych. Nie jesteśmy z Piotrem gorsi od pełnosprawnych, mówi, i nie widzę powodu, żeby nas wykluczać z normalnego życia. Pisma do sądu kończy własnym wierszem pt. „Ktoś”: „Bo szczęście to mieć/Kogoś blisko/I zacząć z nim budować/Prawdziwe, rodzinne ognisko”.