JOANNA PODGÓRSKA: – „To dobry zawód dla kobiety” – stwierdziła jedna z ankietowanych przez panią funkcjonariuszek Służby Więziennej. Dlaczego?
KATARZYNA DOJWA-TURCZYŃSKA: – Po 1989 r. sytuacja Polek na rynku pracy stała się bardzo trudna. A zawody mundurowe gwarantowały stabilną wypłatę, atrakcyjne dodatki, prawo do wcześniejszej emerytury. Kobietom trudno się było do nich dostać, ale kiedy to się udało, miały gwarancję pracy.
Służba Więzienna była dla nich korzystna w jeszcze większym stopniu niż inne służby mundurowe. Zmienił się system modelu penitencjarnego, zaczęliśmy odchodzić od tego, żeby przetrzymywać więźniów, na rzecz resocjalizacji. Osadzony poprzez pobyt w zakładzie karnym miał być na tyle „naprawiony”, by móc wrócić do społeczeństwa. Zaczęto wtedy przyjmować do Służby Więziennej absolwentki studiów pedagogicznych, psychologicznych czy socjologicznych, czyli kierunków silnie sfeminizowanych. Studentki, które w latach 90. czy 2000. uzyskiwały dobre dyplomy, na zwykłym rynku pracy nie znajdowały wielu propozycji. A więziennictwo otwierało przed nimi nowe ścieżki kariery. W policji np. tak to nie wygląda – przyjmują „pod sznurek” wszystkich, którzy przejdą rekrutację, i przydzielają: tego tu, tego tu, a tę tam. W Służbie Więziennej absolwentki niektórych kierunków miały możliwość pracy, można powiedzieć, w swoim zawodzie.
Drugi obszar, w którym więziennictwo potrzebuje kobiet, to służba zdrowia, czyli lekarki, pielęgniarki. Jeden z moich kolegów, oficer SW, ma żonę, która była pielęgniarką w zwykłym szpitalu. Znając realia pracy w mundurze, bardzo ją namawiał, by zatrudniła się w zakładzie karnym. Płaca na etacie mundurowym jest bardziej atrakcyjna i nie trzeba łączyć kilku etatów, żeby zarobić jakieś sensowne pieniądze.