Zbliża się, nadchodzi – wzdłuż drogi krajowej nr 28, między Zatorem a Wadowicami, już od rana wszyscy gadają tylko o nim. Halina brała się akurat do szykowania niedzielnego obiadu, ale jej nie szło. Wtedy synowa dzwoni i mówi: idzie, idzie! Właśnie minęła go samochodem. Halina szybko na rower – jest okazja Pielgrzymowi wyjść na spotkanie. Ustawiła się na poboczu i wypatruje.
Tak przeżywam
Wpierw słychać tajemniczy, jednostajny szum. Dopiero potem On się ukazuje. W powłóczystej szacie z kapturem, w sandałach i wełnianych skarpetach, z komórką, na której na bieżąco koryguje swoją Drogę. Wyznaczył sobie Cel – przejść przez Polskę znakiem krzyża (pionowo w dół, od wsi Różaniec nad morzem aż do góry Giewont, a potem z lewa na prawo, od Gniezdna do okolic Wyszkowa). Ciężki, biblijnych rozmiarów krzyż trze o asfalt. Pielgrzym przebiera palcami po różańcu zrobionym z linki spadochronowej, Giewont, górę krzyża, zdobył w końcu lipca – zwrócił na siebie życzliwą uwagę katolickiego internetu i umiarkowaną uwagę „nieprzynależnych religijnie”. A teraz, mijając Halinę wspartą o rower na poboczu drogi 28, Pielgrzym akurat skręca na prawo według swojego krzyża na mapie.
– Wody? – pyta nieśmiało Halina, trzymając w ręku pomięte 10 zł. – A może przyjmie ofiarę?
– Bóg zapłać, nie trzeba – rzecze jej On (bo czasem przyjmuje dary, a czasem nie).
– Ja się cała trzęsę, tak przeżywam, że nie wiem – trochę plącze się Halina. Bo myślała, że Pan nadejdzie umęczony, a On z uśmiechem. Nie śmie pytać o intencję Jego Trudnej Drogi.
– Idę w intencji Polski – mówi On niepytany. – W intencji wszystkich Polaków.
– Żeby Polska była Polską? – ze zrozumieniem kiwa głową Halina.