Połowa sierpnia, plaża w Dąbkach. Za parawanami porozkładane całe rodziny. Ludzi całkiem sporo, ale nie tyle, by panował tłok. Dwie młode dziewczyny wybierają długo miejsce, tak by zachować dystans od innych. Rozkładają ręczniki. Ściągają sukienki. Jedna z nich jest topless. Po kwadransie sięga jednak do torby i nakłada górę od stroju kąpielowego.
– Mówię ci, że to Niemki. Od razu widać. Polka by tak nie paradowała z gołym biustem na dzień dobry. Jak już to położyłaby się na ręczniku, rozpięła ten stanik i leżała na brzuchu, a nie siedziała na widoku jak ta – słychać komentarz zza jednego z pobliskich parawanów.
Po chwili okazuje się, że rzeczywiście obie dziewczyny przyjechały z Berlina. Planowały wyjazd na tydzień w okolice Ahlbecku, ale znajomi polecili im polskie wybrzeże. Mówili, że ceny znośne, plaże szerokie, a Polacy sympatyczni.
– Tylko nie mówili o waszych plażowych normach – śmieje się 23-letnia studentka i od razu wyjaśnia: – U nas goły biust nikogo nie podnieca ani nie oburza. A tutaj masz wrażenie, że jak tylko wstaniesz z ręcznika, to wszyscy się na ciebie gapią. Nie przyjechałam tu na wystawę, tylko na wakacje.
Co mi tu świeci?!
Polskie plaże – w przeciwieństwie do tych hiszpańskich czy niemieckich – są zdecydowanie nieprzyjazne toplessowi. Polki, jeśli decydują się opalać bez biustonosza, wybierają miejsca dzikie, gdzie szybciej spotka się samotników, jakieś pary, ale nie rodziny z dziećmi.
Temat rozgrzewa fora internetowe; tego lata bardziej niż w poprzednich. Przyjmować mandaty? – pytają jedni. Absolutnie nie przyjmować – informują drudzy. Straż miejska próbuje je wlepiać, więc dla świętego spokoju kobiety zakładają staniki. Straż miejska broni się, że reaguje, bo pojawiają się zgłoszenia.