Dla co najmniej kilkunastu procent Polaków powakacyjny powrót do pracy oznacza definitywny powrót do domu. Do nowoczesnego chałupnictwa. A nawet przyjęcie do wiadomości, że być może już na zawsze stali się chałupnikami. Nowoczesnymi, przykutymi do swoich monitorów wykonawcami – by użyć jeszcze jednego archaicznego terminu – pracy nakładczej, polegającej teraz głównie na przetwarzaniu słów, liczb, danych.
Rychłe nadejście takiej właśnie rzeczywistości myśliciele społeczni, jak Alvin Toffler czy Jack Nilles, prorokowali już ze ćwierć wieku przed upowszechnieniem internetu. Toffler w 1980 r. napisał bestsellerową „Trzecią falę”, będąc przekonanym, że po fazie agrarnej i przemysłowej ludzkość wchodzi właśnie w technologiczną, opartą na nowych narzędziach komunikacji. Zaś Jack Nilles już w 1973 r. wprowadził do obiegu pojęcia telepracy i teledojazdów (to ostatnie akurat słabo się przyjęło). Pandemii jako katalizatora tej nieuchronnej rewolucji cywilizacyjnej co prawda nie przewidzieli, ale dziś znaki, że tzw. druga fala epidemii przyspieszy ową Tofflerowską trzecią falę, są aż nadto widoczne.
Portal prezentmarzeń.pl późną wiosną przeprowadził sondę m.in. wśród telepracujących Polaków. 14 proc. odpowiedziało, że jest to forma, z której już często i chętnie korzystali i oceniają ją pozytywnie. 43 proc. też miało dobrą opinię, ale jednocześnie podkreślało, że brakuje im bardzo współpracowników. Dla 28 proc. telepraca okazała się zdecydowaną nowością, której dopiero musieli się uczyć. Według 15 proc. „praca zdalna jest ciężka ze względu na obecne w domu i rozpraszające uwagę dzieci”.
Wśród tych kilkunastu procent już nawykłych do e-chałupnictwa są zapewne informatycy, graficy komputerowi, administratorzy portali internetowych, redaktorzy, tłumacze, dziennikarze, marketingowcy, prawnicy, finansiści, księgowi.