Mąż zgłosił zaginięcie żony, 23-letniej Joanny, trzy tygodnie po ślubie. Na policji powiedział, że nie wróciła do domu na noc. Wystąpił też w programie telewizyjnym i drżącym z emocji głosem apelował o pomoc. W tym czasie jej zwłoki leżały jeszcze w kanapie w ich mieszkaniu (co okazało się po latach). Policja nawet tam wtedy nie przyszła.
Matka zaginionej szalała z niepokoju, dopytywała na policji o efekty poszukiwań. Nie kryła, że podejrzewa męża córki. Że między nimi było źle, że dusił ją już dzień po ślubie. Widziała na własne oczy pręgę na szyi córki. W odpowiedzi od policjantów słyszała uspokajające: – Niech pani idzie do domu, położy się, my Asi poszukamy.
W końcu funkcjonariusze zaczęli się przed nią kryć, gdy przychodziła na komendę. Po roku napisała do prokuratury długie pismo. Dokładnie opisała, jak córka z mężem się kłócili, że on ją pobił. I że ma przekonanie, iż to zięć jest zabójcą. Prokuratura odpisała jednym zdaniem: „Policja prowadzi poszukiwania”.
Wersję matki zaczęto traktować poważnie dopiero po latach. Po tym jak druga kobieta, z którą się związał mężczyzna, zgłosiła się na policję. Powiedziała, że groził jej śmiercią. Zabiję cię jak Joannę – miał powiedzieć.
Ktoś zadzwonił
Dopiero wtedy ruszyło śledztwo. Mężczyzna został aresztowany, potem oskarżony i skazany w procesie poszlakowym za zabójstwo żony, a jego brat za pomoc w ukryciu zwłok. Matka Joanny nie ustawała w poszukiwaniu ciała córki. W tym roku nurkowie z Fundacji Na Tropie znaleźli je w obciążonej żelastwem torbie podróżnej na dnie pobliskiego jeziora.
Takich historii jest więcej. Alicja Tomaszewska, prezes Fundacji Itaka – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych, pamięta męża, który zgłosił zaginięcie żony.