Na swój temat chętnie mówi w trzeciej osobie („minister zarządzi”, „minister zatwierdzi” „ja, wobec którego były wszczynane postępowania na KUL”), a w jego poselskim gabinecie wisi przywieziony z Lublina obraz Matki Bożej Żołnierskiej w generalskim płaszczu.
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, były wojewoda lubelski, znany wcześniej głównie z homofobicznych i antyukraińskich wypowiedzi, pracę w nowym urzędzie rozpoczął z generalską swadą. Nakreślił ogólną strategię przerobienia lewackiej szkoły na dobrą – nawiązującą do tradycyjnych, katolickich wartości. „Nie ma zgody na dominację czy wręcz dyktaturę poglądów lewicowo-liberalnych, zwłaszcza tych radykalnych, wręcz totalitarnych, które opanowały w szczególności szkoły wyższe, ale przenikają również do szkolnictwa średniego i podstawowego”.
Na poziomie taktyki sprawy wyglądały mgliście: zapowiedzi wiele, do tego często wzajemnie sprzeczne. Czarnek opowiadał: a to, że szkolne podstawy programowe trzeba okroić, ponieważ są przeładowane, a to, że należy je uzupełnić, ponieważ brak w nich istotnych zagadnień; że młodzież ma istotne luki w wiedzy, że zakres zagadnień na najbliższy egzamin ósmoklasisty i maturzysty należy zmniejszyć, że podręczniki należy dokładnie przejrzeć, bo są jednym z największych mankamentów dzisiejszej oświaty.
Co najważniejsze, resort nie odpowiada na zasadnicze pytania: kto, jak i kiedy wszystko to wykona, ani też jak pogodzone zostaną sprzeczne zapowiedzi, że program trzeba rozszerzać i zwężać.
Kuriozalne błędy
Choć taktycznej precyzji nie ma, trwa wielka rekrutacja. Przemysław Czarnek obok sterów w Ministerstwie Edukacji Narodowej objął kierownictwo w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które za kilka tygodni mają być połączone.