Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Dziki Ryż ****

Adres: Warszawa, ul. Puławska 24b

Córka szefa znanej chińskiej restauracji Szanghaj, pani Ou, otworzyła maciupeńką restauracyjkę chińską przy ul. Hożej i wymyśliła jej piękną nazwę: Dziki Ryż. Lokalik egzystował spokojnie ku uciesze wielbicieli dobrej chińskiej kuchni do momentu, aż wkroczył doń, ledwo się mieszcząc we wnętrzu, krytyk kulinarny „Gazety Wyborczej” Maciej Nowak. Nie tylko zjadł tyle, iż nie starczyło już dla innych bywalców, ale opisał rzecz całą takimi słowami, że lokal zaczął pękać w szwach. Stało się coś niebywałego. Do Dzikiego Ryżu stało się w kolejce jak przed laty do Szanghaju.

Pani Ou przeżyła więc kolejną przeprowadzkę. Od miesięcy Dziki Ryż egzystuje przy ul. Puławskiej pomiędzy Narbutta a Madalińskiego. Ale i tu jest tłoczno. Tyle tylko, że jednocześnie mieści się tylu gości, ilu wchodziło na cztery zmiany do poprzedniego lokalu.

Czasem nadal przychodzi tu Nowak i wówczas robi się bardzo tłoczno. Z rzadka wolne miejsce po krytyku z „GW” wypełnia szczelnie prof. Andrzej Garlicki (który, nawiasem mówiąc, przez całe lata był sąsiadem pani Ou, co stawia go w pozycji uprzywilejowanej), czyli członek dziennikarskiej ekipy gastronomicznej „Polityki”.

W Dzikim Ryżu kuchnia tajska, chińska i japońska na tyle jest polska, że mogą jeść te dania bez lęku najbardziej nawet konserwatywni mieszkańcy stolicy. Na tyle zaś dalekowschodnia, że z przyjemnością pałaszują je znawcy Chin i Tajlandii.

Obstawieni czajniczkami zielonej herbaty (z uzupełnianym stale wrzątkiem) zabraliśmy się do systematycznego penetrowania zawartości karty. Zupa kimchi z wołowiną, tofu, makaronem ryżowym i kapustą (20 zł) wywołała krople potu na czołach ze względu na swoją (złagodzoną w porównaniu z wersją prawdziwą) ostrość.

Reklama