W klatce 11, u doktora i scenarzystki, jeszcze nie opadły nerwy. Bo niby jest w kamienicy brama z portierem, w każdej klatce domofon, a i tak całymi tabunami zwalili się tu dziennikarze. Dzień po, dwa dni po i jeszcze przez następne chodzili i pukali. Chcieli rozmawiać o marszu i pożarze. Scenarzystce się przypomniało, jak po sąsiedzku umierał 11 lat temu prof. Religa. Jakiś paparazzi usadził się wtedy z wielką lufą i przez okna śledził, jak śmierć postępuje, aż musiała pójść do pani Religowej i uprzedzić, żeby w mieszkaniu zasłonili zasłony.