Kuchnia amerykańska kojarzy się nam z hamburgerami i kurczakami z KFC, czyli tym, co Amerykanie nazywają junk food – w wolnym tłumaczeniu: kulinarny śmietnik. Ten typ jedzenia kochają amerykańskie (i polskie) dzieci i jedynym odstępstwem, na jakie się godzą, jest zamówienie pizzy.
Otóż dania te nie mają nic wspólnego z prawdziwą kuchnią amerykańską. Jej daniem flagowym jest bowiem stek, czyli kawał wołowiny smażony, a właściwie grillowany, na wolnym ogniu. Cała sztuka polega na tym, by mięso było odpowiednio miękkie, soczyste i kruche. Do steku, a jest ich kilkanaście rodzajów w zależności od miejsca, z którego pochodzi mięso, podaje się dużego ziemniaka pieczonego w folii. Przed podaniem ziemniaka nacina się i w otwór wkłada kawałek masła z kwaśną śmietaną. To jest pożywienie prawdziwych kowbojów.
Bardzo popularnym daniem są też pieczone żeberka, potraktowane albo sosem BBQ, albo chilli, albo czosnkiem, albo miodem. Żeberka powinny być zarazem chrupiące i miękkie, tak by mięso samo odchodziło od kości. Jako dodatek mogą być frytki. To danie jest najpopularniejsze w południowych stanach.
W Amigos proponują kilka rodzajów steków (dwa najdroższe po 99 zł, czyli ok. 35 dol. amerykańskich, co nawet w bogatej Ameryce byłoby ceną szokującą). Zamówiliśmy tańszy prawie o połowę Hot Texas (54 zł), który okazał się dokładnie taki, jak być powinien.
No i oczywiście żeberka (39 zł). Świetne. Obie porcje były olbrzymie i nawet wygłodzony konsument będzie miał problem ze zjedzeniem ich w całości. Tym bardziej jeśli zamówi wcześniej zupę (polecamy zupę traperów, czyli rodzaj gulaszu z czarną fasolą – 15 zł) lub sałatę (np. z boczkiem, parmezanem i grzankami – 22 zł). Porcja sałaty też olbrzymia i sycąca.
Już tylko w celach poznawczych zamówiliśmy porcję ciasta czekoladowego (17 zł), które jest tradycyjnym amerykańskim deserem.
Zachęcamy do odwiedzenia Amigos, uprzedzając jednocześnie, że nie jest to kuchnia dla odchudzających się.