W Hospicjum im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza w Gdańsku w opiece nad pacjentami pomagają więźniowie. Żółta koszulka wolontariusza jest dla nich znakiem nadziei. Kiedy dostali te koszulki, robili sobie w nich zdjęcia, żeby posłać do domu i napisać: zobacz, mamo, nie jestem taki zły.
Zakład Karny w Gdańsku Przeróbce. Parterowe baraki za ogrodzeniem zwieńczonym kolczastym drutem – 430 miejsc i 650 osadzonych. Przeważają cele 13–15-osobowe. Jeden z oddziałów funkcjonuje jako terapeutyczny, dla skazanych uzależnionych od alkoholu. Pracę ma prawie połowa więźniów z Gdańska Przeróbki, a z oddziału otwartego ponad 70 proc. Pracodawcy, zwłaszcza firmy budowlane, ustawiają się po nich w kolejce. Ale kilka lat temu było inaczej. Nic nie zachęcało pracodawców, by sięgać po ludzi zza krat. Sukcesem było wtedy uzyskanie zajęcia nieodpłatnego.
W 2002 r. hospicjum gdańskie przeżywało trudne chwile. Jego założyciel palotyn ks. Eugeniusz Dutkiewicz bardzo chciał, aby to miejsce było piękne, by nie wyglądało jak umieralnia. Ale piękno kosztuje – podkreśla ks. Piotr Krakowiak, jego następca. Ksiądz Dutkiewicz zmarł na zawał, za sprawą trosk związanych z inwestycją. – Nie było pieniędzy, niczego, ludzie zeszli z budowy – opisuje ówczesną sytuację obecny dyrektor. – I wtedy ktoś powiedział, że gdański szef więziennictwa pozwala skazanym pracować nieodpłatnie.
Kierownictwo więzienia skierowało do hospicjum brygadę budowlaną. Nikt wtedy nie myślał, że skazani mogliby opiekować się terminalnie chorymi. Elżbieta Skowrońska, siostra oddziałowa, pytana, co sądzi o udziale więźniów w pracach budowlano-wykończeniowych, zareagowała niepokojem: – Opiekujemy się ludźmi najbardziej bezbronnymi z bezbronnych – przywołuje swoje ówczesne wątpliwości. – Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Bałam się, jak pogodzę normalne zajęcia z dodatkowym pilnowaniem.
Oczyszczenie, odkupienie
Wkrótce po nawiązaniu współpracy z więzieniem, do hospicjum ze szpitala więziennego trafił pacjent z nowotworem mózgu.
W 2002 r. hospicjum gdańskie przeżywało trudne chwile. Jego założyciel palotyn ks. Eugeniusz Dutkiewicz bardzo chciał, aby to miejsce było piękne, by nie wyglądało jak umieralnia. Ale piękno kosztuje – podkreśla ks. Piotr Krakowiak, jego następca. Ksiądz Dutkiewicz zmarł na zawał, za sprawą trosk związanych z inwestycją. – Nie było pieniędzy, niczego, ludzie zeszli z budowy – opisuje ówczesną sytuację obecny dyrektor. – I wtedy ktoś powiedział, że gdański szef więziennictwa pozwala skazanym pracować nieodpłatnie.
Kierownictwo więzienia skierowało do hospicjum brygadę budowlaną. Nikt wtedy nie myślał, że skazani mogliby opiekować się terminalnie chorymi. Elżbieta Skowrońska, siostra oddziałowa, pytana, co sądzi o udziale więźniów w pracach budowlano-wykończeniowych, zareagowała niepokojem: – Opiekujemy się ludźmi najbardziej bezbronnymi z bezbronnych – przywołuje swoje ówczesne wątpliwości. – Trzeba mieć oczy dookoła głowy. Bałam się, jak pogodzę normalne zajęcia z dodatkowym pilnowaniem.
Oczyszczenie, odkupienie
Wkrótce po nawiązaniu współpracy z więzieniem, do hospicjum ze szpitala więziennego trafił pacjent z nowotworem mózgu.
Polityka
2.2007
(2587) z dnia 13.01.2007;
Ludzie;
s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Tam, gdzie miękną twardziele"
Reklama