– Pan Andura przyszedł do mnie z kartką, z której odczytał, że trzeba pier... panią rzecznik. Chciałem tę kartkę skserować, ale on nie chciał mi jej dać – relacjonował komendant, który żądania Solidarności uznał za zbyt wygórowane.
Na tej samej konferencji pani rzecznik, wobec której drastyczne roszczenia wysunął przewodniczący Andura, przyznała, że tenże Andura kazał jej z kolei pier... szefa, czyli komendanta, którego wcześniej namawiał do wykonania tej czynności wobec pani rzecznik.
– Nigdy nie powiedziałem ani pani rzecznik, ani komendantowi, żeby kogoś pier... – broni się przewodniczący Andura, dając do zrozumienia, że strategia związku idzie w zupełnie inną stronę.
Konflikt nabrzmiał do tego stopnia, że strażakom sikawka opada. Jak widać, paląca problematyka braku współżycia przesłoniła w Świętokrzyskiem problematykę gaszenia pożarów. Nic dziwnego, że z apelem o ostudzenie emocji chce wystąpić strażacka brać zrzeszona w konkurencyjnych związkach zawodowych, która stoi na słusznym stanowisku wyrażonym przez jednego z działaczy, że „nie czas się pier..., gdy płoną lasy”. A jeśli już przewodniczący Andura ma na to chęć, niech sam sobie to robi, a nie zachęca innych.
Rzecznik komendanta głównego Straży Pożarnej był tak wstrząśnięty przebiegiem konferencji prasowej, że dziennikarzom zdołał powiedzieć tylko: – O Boże!
Niestety, zachodzi obawa, że przywołana przez niego instancja poziomu współżycia w świętokrzyskiej straży poprawić nie zdoła. W tej sytuacji Komenda Główna Straży Pożarnej przed wydaniem stosownych decyzji personalnych będzie musiała poczekać na opinię seksuologa.