Społeczeństwo

Nie mów do mnie „szmato”. Rozmowa z weteranką GROM

Katarzyna Kozłowska Katarzyna Kozłowska Z archiwum Katarzyny Kozłowskiej
W jednostce często dawano nam do zrozumienia, że jesteśmy gorsze. Z góry nas klasyfikowali jako słabsze, niekompetentne. Dawali nam to odczuć. Rozmowa z Katarzyną Kozłowską, weteranką jednostki specjalnej GROM.

PAWEŁ RESZKA: Co pani potrafi?
KATARZYNA KOZŁOWSKA: Obsługuję każdy rodzaj broni, jestem skoczkiem spadochronowym, desantuję się ze śmigłowca na linie, przeszłam szkolenie paramedyczne i z łączności. Każdy w sekcji szturmowej musiał umieć zastąpić kolegę…

Kim pani była w sekcji szturmowej?
Pirotechnikiem.

Potrafi pani podłożyć bombę?
Potrafię skonstruować i podłożyć ładunek wybuchowy.

I jak już panią wyszkolili, to chciała pani jechać na misję bojową.
Marzyłam o tym. Bardzo.

To był Irak.
Wszystko nowe, inne, fascynujące. Ekstremalnie nowe i ekstremalnie ciekawe. Podobało mi się to. Ale najpierw musiałam o to zawalczyć.

Walczyła pani, żeby pojechać na siedem miesięcy na wojnę do Iraku?
A co pan myślał? Skoro koledzy nie chcieli nas w GROM, to mieli nas chcieć na misji bojowej? Po co mieli brać kogoś, kto jest „niekompletny” i „niepewny”. Przynajmniej według ich skostniałej wizji świata.

Jest pani w Iraku…
Na początku było normalnie, tak jak powinno być. Ale z czasem okazało się, że ja i koleżanka mamy coraz mniej obowiązków. Nie będzie wyjazdów poza bazę, konwojowania, potem, że nie będzie ochrony VIP, nie będzie zabezpieczania snajperów.

Jak się zaczęło to okrawanie?
Od amerykańskich kolegów z Navy Seals, z którymi GROM wtedy współpracował. Oni stwierdzili, że według ich tradycji kobieta na pokładzie to pech. Żeby była jasność – nie było przykazania z góry. Nie padł żaden rozkaz. Po prostu przychodził jeden z sealsów, zresztą Amerykanin polskiego pochodzenia, i tak sobie pieprzył.

Że?
„Są takie ciekawe miejsca, gdzie może służyć kobieta”. Przecież oni nie mieli nic przeciwko kobietom jako takim. Nie to, że nie chcieli nas w Iraku, oni nie chcieli nas w operacjach bojowych. Gdybym była pielęgniarką albo zabezpieczała działania w logistyce, to by się kolegom podobało.

Ale nie po to tam pani jechała.
Jechałam jako wyszkolona operatorka sekcji szturmowej. Zadań było dla nas coraz mniej. W końcu siedziałyśmy przez całe dnie w operacyjnej.

Czyli?
Sekcja operacyjna to przetwarzanie danych wywiadowczych, przygotowywanie rozkazów ataków planowych. Nuda i papierki. Upał, pomieszczenie ze sklejki, a ty siedzisz tam przez 12 godzin dziennie i przygotowujesz prezentacje w Power Poincie. Potem idziesz na trening, a następnie do stołówki, żeby przerwać monotonię dnia. Frustrujące. Jedyne zadanie, które mogłyśmy dostać poza sekcją operacyjną, to night watch. Czyli nocna ochrona bazy bez wychodzenia z bazy.

Przykro się pani zrobiło?
Przykro, ale to mnie nie dziwiło. Był czas przywyknąć. W jednostce często dawano nam do zrozumienia, że jesteśmy gorsze. Z góry nas klasyfikowali jako słabsze, niekompetentne. Dawali nam to odczuć.

Jak?
A wieszał się nagle taki ogr na tobie całym ciężarem, że niby jest ranny: „I co, wyciągniesz mnie? Wyciągniesz?”.

Wywiad Pawła Reszki z weteranką GROM w środę w tygodniku „Polityka” i we wtorek wieczorem na Polityka.pl

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyńskiego plan zemsty. Ma trzy części. Gotowy jest na moralnie wątpliwe rozwiązania

Prawica chce wykorzystać osłabione po wyborach morale w obozie władzy, aby ostatecznie pokonać swoich wrogów. Grozi procesami i więzieniem, głosząc dokończenie antyliberalnej rewolucji. To ma być odwet nie tylko na przeciwnikach, ale też na ich wyborcach. Co z tym zrobi druga strona?

Mariusz Janicki
16.07.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną