Państwo nic państwu nie powie
Państwo nic państwu nie powie. Urzędowe techniki spławiania obywateli
Od drzwi urzędów z kwitkiem odchodzą posłowie, dziennikarze i przedstawiciele organizacji pozarządowych. A przykład idący z góry jest zaraźliwy. Jana Mordania, mieszkańca wsi Haćki pod Bielskiem Podlaskim, sąd rejonowy skazał za nagrywanie posiedzenia komisji rady gminy. Obywatel Mordań zaczął przychodzić na obrady, bo nie mógł doczekać się odpowiedzi na zadawane pytania.
– Tamto posiedzenie dotyczyło planu rewitalizacji gminy. Gdy wyjąłem telefon, przewodnicząca zarządziła głosowanie, czy radni zgadzają się, żebym nagrywał. Większość była przeciw. Tłumaczyłem, że mam do tego prawo – w trybie dostępu do informacji publicznej. Ktoś zadzwonił po policję – opowiada.
Funkcjonariusze spisali notatkę. Następnie wystąpili do sądu o ukaranie Mordania. Sędziowie w trybie nakazowym wymierzyli mu naganę i kazali zapłacić 70 zł kosztów postępowania.
Mordań napisał sprzeciw. Wsparła go Sieć Obywatelska Watchdog Polska. Sąd Rejonowy mieszkańca Haciek uniewinnił, ale policjanci z Komendy Powiatowej w Bielsku Podlaskim złożyli apelację. Zdaniem funkcjonariuszy „jawności życia publicznego nie można postrzegać w sposób nieograniczony”.
Sąd Okręgowy w Białymstoku ostatecznie podtrzymał uniewinnienie Jana Mordania. Szczęśliwie, bo wcześniej – w radzie gminy, na komendzie policji i w sądzie – złamano wszystkie zasady łącznie z tymi gwarantowanymi w konstytucji. Radni, funkcjonariusze i sędziowie nie pamiętali, że w ustawie zasadniczej zapisano ogólne prawo obywatela do uzyskiwania informacji o działaniach władzy. Ani że sprecyzowano, iż prawo to obejmuje m.in. „wstęp na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów, z możliwością rejestracji dźwięku i obrazu”.