Jadwiga korzystała z urody, dopóki ją miała, a ładna była do samego końca, przez 65 lat. Wiesiek, jej brat cioteczny, mówi: półmodelka. Zgrabna, drobna, od czasu do czasu zadbana. Widziana w ruchu z daleka – osiemnastka.
Wieś patrzyła w ciszy, jak życie Jadwigi sypie się w drobiazgi. Wiesiek przyjeżdżał jej doglądać, rzucał parę szorstkich słów – jak to chłop zatrudniony przy obróbce drewna. Próbował prośbą i groźbą, żartem i łzą. W październiku przyjechał i mówi: moja matka umarła, weź się, Jadźka, pozbieraj, przyjdź na pogrzeb. Jadwiga przejęła się śmiercią. Wyglądała, jakby w sekundę wytrzeźwiała. Ale na pogrzeb nie dotarła. Znów widzieli we wsi jej osiemnastoletnie z oddali ciało, jak jedzie przez las na starym składaku do domu tego Mariana.
Dom Mariana
Wieś Zdziechowice Drugie, parafia Zaklików, leży na wzgórzach po obu stronach rzeki Karasiówka. Ulica Mariana jest stroma i ciasno zabudowana. Domy i szopy poopierane są tu o siebie bokami, a ludzie patrzą sobie w podwórka, w ciszy doglądając cudzego rozpadu. Stoi oparty o ścianę liszajowatego domu Mariana składak Jadzi.
Marian to był kiedyś gospodarz pełną gębą, czterdziestohektarowy, zmechanizowany, zgodnie z prawdą przedstawiający się per magister inżynier rolnictwa. Ośmiu sąsiadów pracowało na jego polach w żniwa, na jego kilku traktorach i kombajnie Fuchs. Żoną Mariana była dyrektorka szkoły w niedalekim Potoczku, nauczycielka biologii. Marian też był w swoim czasie dyrektorem w Potoczku – zakład tuczu świń. Byli najbogatsi we wsi, mieli troje zadbanych dzieci, siadali w pierwszych rzędach kościoła.
Następnie Marianowi w niespodziewany sposób puściły nerwy. Żonę, wysiadającą po pracy z pekaesu, podejrzewał o romans z kierowcą. Popijał dla ukojenia, ale już nigdy się nie ukoił.