Społeczeństwo

Medycyna domowa

Kiedy koronawirus zamienia dom w więzienie

Jednym z największych problemów jest to, że chorzy pozostawieni w domu nie mają bezpośredniego kontaktu z lekarzem. Jednym z największych problemów jest to, że chorzy pozostawieni w domu nie mają bezpośredniego kontaktu z lekarzem. Mirosław Gryń
Zamiast chorym na covid pomagać, zamykamy ich w domach. Lekarze alarmują, że to jeden z głównych powodów wysokiej umieralności w czasie pandemii.
Leczenie na telefon jest po prostu niebezpieczne. Najczęściej chorzy zbyt długo czekają w domu, a pogorszenie w zakażeniu koronawirusem na ogół jest nagłe, „piorunujące”.Adam Chełstowski/Forum Leczenie na telefon jest po prostu niebezpieczne. Najczęściej chorzy zbyt długo czekają w domu, a pogorszenie w zakażeniu koronawirusem na ogół jest nagłe, „piorunujące”.

Nie ma co prawda żadnego leku na Covid-19 (podobnie zresztą jak na inne wirusy), ale czasem można ulżyć leczeniem objawów czy zastosować leki łagodzące przebieg choroby. Warto też uważniej monitorować choroby współtowarzyszące. Jednak chorujący w domu są praktycznie pozbawieni lekarskiej opieki, która w większości przypadków ogranicza się do teleporady. Nikt ich nie bada, nie śledzi przebiegu choroby. Kiedy sam chory zorientuje się, że jest z nim już bardzo niedobrze, często na ratunek bywa za późno.

Pani Zofia, lat 57, gdy ratownicy z karetki dowieźli ją na SOR, była bardzo poważnie niedotleniona. Mimo saturacji 40 proc. (poziom tlenu we krwi, gdy spada poniżej 90 proc., już jest źle), była przytomna, rozmawiała z lekarzami i nawet nie skarżyła się na duszności.

Covid niszczy płuca, ale robi to niezauważalnie. Kiedy człowiek czuje, że brak mu powietrza, z reguły jest już za późno. Dlatego właśnie od grudnia, w ramach programu Domowej Opieki Medycznej, chorym powyżej 55. roku życia dostarcza pulsoksymetry do domu poczta. Do tej pory przekazano prawie 147 tys. niewielkich urządzeń, które zakłada się na palec. Do tego 3300 zostało przepisanych przez lekarzy młodszym chorym. Drugim elementem programu jest aplikacja PulsoCare, działająca w połączeniu z pulsoksymetrem i odczytująca dane dotyczące tętna i saturacji pacjenta, którą pobrało jednak tylko około 30 tys. pacjentów. To oznacza, że 120 tys. chorych albo nie mierzyło saturacji, albo nie umiało pobrać i uruchomić aplikacji. Wśród nich najwyraźniej była pani Zofia.

Podczas podłączania do respiratora wysycenie tlenem krwi pani Zofii spadło do 33 i wtedy lekarz pomyślał, że to koniec. Jednak się udało. Ale na krótko: pani Zofia zmarła w czwartej dobie pobytu na intensywnej terapii.

– Takich pacjentów, którzy do nas trafiają zbyt późno, by można ich uratować, jest niestety wielu – mówi prof.

Polityka 11.2021 (3303) z dnia 09.03.2021; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Medycyna domowa"
Reklama