W społecznej świadomości mastektomia profilaktyczna nie dotyczy szarych obywatelek, ale celebrytek. Nawet mało kto wie, że ta operacja jest refundowana przez NFZ.
Bo i temat jest generalnie wstydliwy. Do tego stopnia, że kobiety, które decydują się na zabieg, trzymają ten fakt w sekrecie nawet przed najbliższymi. – Moja mama do dziś nie wie, że to zrobiłam. Pojechałam na zabieg do szpitala, a ją okłamałam, że jadę z koleżanką na wakacje – opowiada 43-letnia dziś Justyna. – Mama nie wyobraża sobie, że jej córka może mieć implanty zamiast własnych piersi.
Tomasz Mierzwa, dr nauk medycznych z Centrum Onkologii w Bydgoszczy, od lat słyszy od swoich pacjentek dramatyczne opowieści, przez które przebija zawstydzenie. Lekarz zwraca uwagę, że profilaktyczne usunięcie piersi to sytuacja skrajna nie tylko chirurgicznie, ale też etycznie i prawnie, bo usuwa się zdrowe piersi, bez jednoznacznych wskazań do mastektomii. – Mówimy przecież o usunięciu zdrowego narządu w celu niewystąpienia w nim raka – wyjaśnia.
Justyna i Angelina
Justyna poszła na mastektomię, gdy wykryto u niej mutację genu BRCA1.
Dokładnie tę samą mutację wykryto osiem lat temu u słynnej aktorki Angeliny Jolie. Miała wówczas 37 lat i uchodziła za ikonę seksapilu. W jej przypadku prawdopodobieństwo zachorowania na raka piersi lekarze oszacowali aż na 87 proc. Zawisła też nad nią groźba nowotworu jajnika, na który w wieku 56 lat zmarła jej matka. Jolie chciała żyć. Dlatego usunęła obie piersi i jajniki.
Ekranowa Lara Croft mówiła o wszystkim publicznie. Przekonywała, że zrobiła to dla siebie i rodziny; żeby dzieci nie musiały mówić, że mama zmarła na raka. Mimo to na gwiazdę wylał się hejt. W Polsce Jolie skrytykował nawet Bolesław Piecha, ginekolog, były minister zdrowia, polityk PiS.