Od kilku dni kilkadziesiąt instytucji pozarządowych dostaje listy z pogróżkami i komunikatem, że pod ich siedzibami podłożono bomby. Takich wiadomości nie sposób traktować w kategoriach niewinnego żartu. Tym bardziej że sprawca lub sprawcy nie ukrywają swoich motywacji.
Zemsta za poparcie Strajku Kobiet
Wybór organizacji nie jest przypadkowy. Groźby dostają ci, którzy zaangażowali się w obronę demokracji, praw kobiet, państwa prawa czy osób LGBT+. To m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Greenpeace, Sieć Obywatelska Watchdog, Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej i Fundacja Schumana.
W ujawnionej treści wiadomości nadawca zaznacza, że bomba to zemsta za poparcie Strajku Kobiet. „O wiele za długo znosiliśmy wybryki lewaków, ich wezwanie do zniszczenia tradycyjnych wartości. My nie możemy dłużej przymykać na to oczu. Będziemy działać zdecydowanie. Nie obchodzi nas twój los. Ostrzeżenie już było. W takim razie proszę winić tylko siebie. Aborcja to morderstwo! Życie za życie! Krew za krew!” – czytamy w mailach, które trafiły do Komitetu Obrony Demokracji.
W innych wiadomościach także najważniejszy okazał się wątek antyaborcyjny. „Mamy dość patrzenia, jak kur... takie jak ty niszczą nasze społeczeństwo, wzywając do zniszczenia tradycyjnych wartości rodzinnych”, piszą anonimowo autorzy, dodając, że adresaci ich komunikatu są na „czarnej liście osób popierających aborcję”.
Między hejtem a groźbą karalną
Mateusz Sulwiński z Grupy Stonewall mówi „Polityce”, że to nie pierwszy taki przypadek. Wiadomości przychodzą z różnych, ale za każdym razem groteskowych adresów mailowych. Najpierw autorem był „wysadzimybombe”, później „nienawidzimylewactwa”. Inne NGO dostają listy od „powstrzymaaborcje” i „powiedznieaborcji”. – Moderuję media społecznościowe Grupy Stonewall od pięciu lat i takie wiadomości już mnie nie szokują. Nie brakuje osób, które nie widzą różnicy między hejtem a groźbą karalną. Tyle że teraz jest tego więcej, a wiadomości są zdecydowanie ostrzejsze niż kiedyś – dodaje Sulwiński.
Oba adresy, z których wysłano groźby, zostały zarejestrowane na dużych, popularnych polskich stronach zajmujących się hostingiem. Żeby zdobyć adres IP komputera, z którego je wysyłano, wystarczyłoby wezwanie prokuratora do ujawnienia danych nadawcy.
Nie ma już siły, żeby się bać
Kamila Ferenc z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wątpi, czy tak się jednak stanie. – Jedna z moich koleżanek składała zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Poinformowano ją, że praca nad takimi sprawami trwa miesiące. Ja dostałam wiadomość ze swoim zdjęciem, na którym znajdował się celownik. Pod spodem był dopisek, że „mam pięć dni”, co na szczęście zdarzyło się ponad pięć dni temu. Do tego dowiedziałyśmy się, że bomba zostanie podłożona, „kiedy nie będziemy się tego spodziewać” – opowiada.
Ferenc dodaje, że jest tak zmęczona ilością pracy, jakiej dołożył jej wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, że nie ma siły się bać. Nadzieję na szybsze wyjaśnienie sprawy pokłada w Rzeczniku Praw Obywatelskich, który mógłby wywrzeć presję na prokuraturze, żeby sprawa nie była odkładana.
Problem jest poważny. W Stanach Zjednoczonych tzw. obrońcy życia sięgali po broń. 27 listopada 2015 r. strzały padły przed budynkiem Amerykańskiej Federacji Planowania Rodziny. Zamachowiec był wyposażony w kałasznikowa, personel uratowały jedynie pancerne drzwi, które – w obawie przed takimi przypadkami – montuje się w każdym ośrodku Planned Parenthood. Mimo to zginęły trzy osoby. W aucie napastnika znaleziono butle z gazem świadczące o tym, że mężczyzna chciał wysadzić inny budynek w powietrze.
Czy w Polsce mogłoby się zdarzyć coś podobnego? Emocje wokół aborcji nigdy chyba nie były tak skrajne jak obecnie. Nienawiść nakręcana jest tak przez polityków, jak przez Kościół i katolickich biznesmenów, którzy zalali kraj antyaborcyjnymi billboardami.