JOANNA PODGÓRSKA: – Czym jest Ordo Blasfemia?
ADAM NERGAL DARSKI: – Ma być przeciwwagą dla podejrzanych pseudoorganizacji typu Ordo Iuris, próbujących cenzurować artystów, aktywistów, ale także zwykłych obywateli, którym nie po drodze z linią ideologiczną naszego polskiego reżimu. Podjąłem tę kampanię, bo chcę się bronić, ale okazało się, że nie jestem sam. Jestem częścią coraz większej fali oporu ludzi, którzy budzą się z koszmaru, wstają z kolan i nie boją się głośno mówić: „dość!”.
To ma być kampania wspierająca osoby, wobec których artykuł o obrazie uczuć religijnych stosowany jest jak polityczna pałka?
Przede wszystkim będziemy walczyć o to, by ten paragraf zniknął z polskiego systemu prawnego, bo – to eufemizm – jest nadużywany. Między 2018 a 2020 r. liczba pozwów z art. 196 wzrosła dwukrotnie. A liczba ludzi skazanych za bluźnierstwo jest największa w historii istnienia tego artykułu. Tu już powinna się zapalić czerwona lampka; coś jest nie tak. Jakaś równowaga zostaje w społeczeństwie nadwerężona. Jest nagminnie wykorzystywany przez jakichś szemranych prawicowych aktywistów, którzy bezustannie doznają „religijnej obrazy”. Proszę zauważyć, co jest dość symptomatyczne, nigdy pod takimi oskarżeniami nie podpisują się hierarchowie Kościoła. Oni nie chodzą do sądu z tym artykułem na sztandarze; tylko jacyś oportuniści, pieniacze, krzykacze. Konfrontujemy się z falą Nikodemów Dyzmów. Nie wiem, kim są i kto nimi kieruje, ale się na to nie zgadzam. Nie jestem winny, nie jestem kryminalistą. Nikomu intencjonalnie nie czynię żadnej krzywdy. Więc niech się ode mnie po prostu odpierdolą. A sam ten przepis to kuriozum prawne; archaizm sięgający korzeniami średniowiecza.
Ale w kodeksach innych krajów europejskich taki zapis też istnieje.