Kwiatuszki i kłamczuszki
Kwiatuszki i kłamczuszki. Wizyty u ginekologa to dla Polek upokarzające doświadczenie
Karolina jest po trzydziestce, mimo to wizytę, którą odbyła jako dziewięciolatka u ginekologa dziecięcego, pamięta aż za dobrze. – Miałam problem z nawracającym zapaleniem pęcherza moczowego. Bardzo mnie bolało i wizytą u lekarza byłam przerażona – mówi. – Lekarka zupełnie nie umiała sobie z tym poradzić.
Ginekolożka nie wytłumaczyła, na czym polega badanie. 9-letnie dziecko leżało na fotelu ginekologicznym z rozłożonymi nogami, nie wiedząc, czego się spodziewać. Lekarka nie miała czasu czekać, aż Karolina się uspokoi. Zniecierpliwiona kazała mamie i siostrze Karoliny przytrzymać jej nogi, żeby się nie wyrywała. Na siłę włożyła wziernik do pochwy dziewczynki i pobrała wymaz.
– Do dzisiaj badanie wziernikiem przeraża mnie do tego stopnia, że zaufana ginekolog używa rozmiaru dziecięcego.
Agata jako 17-latka podczas badania ginekologicznego usłyszała: – Ojej, jakie masz zgrabne i malutkie wargi sromowe, aż miło popatrzeć. Kilka lat później do ginekologa poszła z bólem podczas miesiączki. Trzy dni wyła, nie mogła chodzić i wymiotowała. O spaniu nie było mowy. – Następnym razem, jak pani będzie szła na badanie do mnie, to proszę o depilację i bez krwawienia, ja się nie zamierzam w tych włosach babrać – powiedział lekarz.
Szara na twarzy i ledwie stojąca na nogach Agata wydukała, że nie miała już na to siły. Lekarz wzruszył ramionami i stwierdził, że takie uwagi zwykle musi kierować do starych pacjentek, a jej powinno być głupio.
Agnieszka do ginekologa poszła pierwszy raz w wieku 15 lat. Wcześniej na dziecięcym oddziale ginekologicznym stwierdzono torbiele na jajnikach. Wizytę wspomina jako koszmar. – Odbywała się w obecności mojej mamy, dla której seks i sprawy okołoseksualne to ogromne tabu.