Czterdziestolatek Miś
Stanisław Tym dla „Polityki”: W Polsce jest trochę jak w „Misiu”
JOANNA PODGÓRSKA: – Skąd on się wziął; ten miś?
STANISŁAW TYM: – Z mojego spotkania ze Staszkiem Bareją. Poznaliśmy się kilka lat wcześniej na planie filmu „Poszukiwany, poszukiwana”. Występował w nim mój przyjaciel Jurek Dobrowolski. Kręcili w Kozłówce pod Lublinem. Miałem wtedy samochód Dacia 1300, czyli coś w rodzaju renault. Wszystko w nim było francuskie. Jedynym elementem rumuńskim był przykręcony do błotnika blaszany napis „Dacia”, który zresztą szybko zardzewiał i odpadł. Samochód spokojnie wyciągał 140 na godzinę. Jurek dzwoni do mnie z Kozłówki i mówi: Stasiek, mam do ciebie wielką prośbę, muszę w Świnoujściu załatwić wczasy dla rodziny. Zawieziesz mnie? Pytam: kiedy? Okazuje się, że najpóźniej pojutrze. No to pojechałem do tej Kozłówki. To był ich ostatni dzień zdjęciowy. W pewnym momencie Jurek zawołał: Barejo, mogę cię prosić? Chciałem ci pokazać mojego przyjaciela Stanisława Tyma. Bo wiesz, on tu przyjechał z Warszawy, żeby mnie zawieźć do Świnoujścia. To kawał drogi, benzyna w obie strony kosztuje. Daj go gdzieś na trzeci plan w ostatniej scenie, to będzie miał swoją stawkę aktorską. Bareja na to: bardzo dobry pomysł, ale mamy już tylko jedno ujęcie z tobą, i to jest zdjęcie twojej ręki, która przystawia pieczątkę. No i zagrałem rękę Dobrowolskiego, od której zaczyna się film. I tak się z Bareją poznaliśmy. Chociaż są poszlaki, że mogliśmy się spotkać dużo wcześniej, w 1959 r., jako statyści grający powstańców warszawskich w filmie „Cafe pod Minogą” według Wiecha.
Ale co z tym misiem?
Mieliśmy już za sobą „Bruneta wieczorową porą”, przy którym się mocno skonfliktowaliśmy. Pisało nam się nieźle, ale potem nasze rogate dusze się rozeszły. Na szczęście na krótko.