Jednym z antypandemicznych pomysłów było zarezerwowanie dwóch godzin w supermarketach tylko dla seniorów. Dla wielu osób, które zechciały z tego „udogodnienia” skorzystać, było to doświadczenie dojmujące.
Przeszedłszy selekcję pod czujnym okiem ochroniarza (w głębi duszy człowiek oczekuje zakwestionowania jego senioralności), wnikasz w zgoła filmową rzeczywistość, gdzie wszystko odbywa się w zwolnionym tempie. Szaro odziane, bez mała umundurowane w praktyczne burości postaci przesuwają się między półkami, coś z nich wyciągają, przysuwają do oczu, odstawiają, mozolnie pchają wózki obliczone na zakupy dla garnizonu wojska, a nie na trzy bułki, mleko, parówki, dwa jabłka. Przy kasach wygrzebują portmonetki z przepastnych zakamarków zimowych parapuchówek, przeliczają, w końcu powierzają operację odliczenia 17,93 zł kasjerkom. Nawet seniora to drażni i niecierpliwi.
Starość w polskim wydaniu, ta klasyczna i powszechna, często nie jest ładna, sprawna, pogodna. Wlecze się podparta laskami i balkonikami, ciągnie za sobą sfatygowane torby na kółkach, przechodzi na czerwonym świetle, gramoli się do autobusów, człapie, sapie, źle pachnie.
Biedny
To swoiste, coraz silniejsze społeczne tabu. Bo przecież otwarcie mało kto przyzna się do niechęci wobec ludzi starych. Przeciwnie, w narodowym autostereotypie jawimy się sobie jako ludzie wobec starych współobywateli nadzwyczajnie wręcz życzliwi, oddani, empatyczni. Syciliśmy na początku pandemii oczy medialnymi obrazkami, jak to młodzi przynoszą zakupy starym pod drzwi (łącznie z premierem w propagandowym, marnym spocie), jak się zaprzyjaźniają z sąsiadami. Tyle że to się błyskawicznie skończyło. Bez sprzeciwu zaakceptowaliśmy pierwszeństwo w antycovidowych szczepieniach, przyznane również tym osobom, które nigdzie się nie ruszają z domu, a niekiedy nie są nawet w stanie wyrazić zgody na zastrzyk.