Wejsuny, sielska mazurska osada niedaleko jeziora Śniardwy. 300 mieszkańców. Wokół tylko lasy i jeziora. Tu mieszkał przed aresztowaniem 43-letni policjant Marcin M. Rzut kamieniem do Rucianego-Nidy, gdzie w tamtejszym komisariacie był jednym z dwóch dzielnicowych. Miał za sobą 14 lat służby. Zaczynał od wydziału prewencji w Komendzie Powiatowej Policji w Piszu. Następnie rozpoczął służbę w Komisariacie Policji w Rucianem-Nidzie w wydziale patrolowo-interwencyjnym. Trzy lata temu został tam dzielnicowym, awansował na starszego aspiranta.
Aż tu rankiem 30 marca w cichych i spokojnych Wejsunach zaroiło się od policyjnych radiowozów. Funkcjonariusze Biura Spraw Wewnętrznych olsztyńskiej Komendy Policji wyprowadzali z domu skutego Marcina M. Niedługo później Prokuratura Okręgowa w Olsztynie wydała komunikat o postawieniu mu zarzutu napadu z bronią na oddział banku spółdzielczego w Rozogach pod Szczytnem, skąd zrabował 87 tys. zł.
Krzysztof Stodolny, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie, potwierdza, że Marcin M. przyznał się do winy.
Napad na bocznej uliczce
Napad rozegrał się na malutkiej uliczce blisko rynku we wsi Rozogi pod Szczytnem. W środę, 3 marca po godzinie 15.00 do pustego oddziału banku spółdzielczego wszedł mężczyzna z głęboko nasuniętym na twarz kapturem. Miał zagrozić kasjerce bronią i zażądać wydania pieniędzy. Po czym wziął torbę z ponad 87 tys., bo tyle było w sejfie, i spokojnie wyszedł. Nieśpiesznie przeszedł na drugą stronę ulicy, minął pocztę i zniknął między budynkami. Prezes banku w rozmowie z POLITYKĄ nie chciał opowiadać o szczegółach napadu. – Dostaliśmy pieniądze z ubezpieczenia, dla nas jest po sprawie – ucina.
Ale napad na bank, z bronią, to zbrodnia zagrożona karą od trzech do 12 lat więzienia.