PAWEŁ WALEWSKI: – Nie ma pan dość?
JACEK CHARMAST: – Nie, robię swoje.
A to, że organizacje pozarządowe zajmujące się osobami wykluczonymi znalazły się na cenzurowanym i mieszkańcy warszawskiej modnej dzisiaj dzielnicy Praga chcą się was pozbyć, nie podcina skrzydeł?
Takie postawy są odbiciem nastawienia całego społeczeństwa do bezdomności, uzależnień, do ludzi, którzy narobili w swoim życiu głupstw, ale są gotowi zawrócić ze złej drogi, tylko nie mają dokąd. W tym z pozoru katolickim kraju przecież od dawna niełatwo pomaga się wykluczonym i pandemia niczego tu nie zmieniła.
Zależy, kto pomaga i jak.
Niestety w Polsce ukształtował się mocno przestarzały model wyprowadzania ludzi z narkomanii albo bezdomności. W wielu miastach, a nawet regionach – mam tu na myśli zwłaszcza Podkarpacie i ścianę wschodnią – działalność tę zmonopolizowały organizacje powiązane z Kościołem lub bliskie jego nauce, która nie akceptuje terapii substytucyjnej. Oskarżają ją o permisywizm, a kontrolowane podawanie narkomanom leków opioidowych, które zabijają głód narkotykowy (do czego sprowadza się ta substytucja), nazywają darmowym ćpaniem na koszt państwa.
Ale w Krakowie franciszkanie pomagali swego czasu rozdawać Monarowi strzykawki na ulicach.
Za to Monar w Białymstoku miał o wiele bardziej konserwatywne podejście i prawdopodobnie go nie zmienił. Wśród wielu terapeutów tej organizacji pokutuje archaiczne myślenie, że narkomania to wybór, a nie choroba, więc jedynymi, którym warto pomóc, są osoby utrzymujące abstynencję. Młode, silne i dobrze rokujące. Monar jak dotąd nie prowadzi żadnego programu substytucyjnego, Stowarzyszenie Karan, z tego, co mi wiadomo, też nie, Polskie Towarzystwo Zapobiegania Narkomanii tylko jeden w Zielonej Górze – a te trzy zasłużone organizacje nadzorują w Polsce ponad połowę świadczeń dla uzależnionych!