Brat Szymon nie pamięta, który to już raz wybierają się sprzątać groby NN. Pod wyrażeniem wybierają się kryje się najczęściej jeden albo dwóch kapucynów i kilkudziesięciu bezdomnych, których ci pierwsi karmią od ponad 20 lat. Problemów ze znalezieniem chętnych do pracy na cmentarzu z reguły nie ma. Motywacje są różne. Jedni jadą jak do rodziny. Najprostsza droga do grobu z tabliczką NN wiedzie przez bezdomność. Inni jadą jak do siebie, bo czują, że ich czas na ulicy się kurczy. A jak się skończy, to tu znajdą wreszcie własny kąt. Jeszcze inni jadą trochę dla hecy. Żartują, że będą rwać chwasty z grobu chwastów. Jakoś trzeba oswoić sytuację. Żartem widać najłatwiej.
Aleja Niezasłużonych, jak bezdomni mówią na kwatery dla NN, jest na większości dużych cmentarzy komunalnych. I na większości w tym samym, czyli najdalszym zakątku cmentarza. Tyle że żałobnicy nie muszą się nachodzić, bo najczęściej ich nie ma. Nie ma też księdza, nie ma kwiatów. Jest krzyż, jest tabliczka i najtańsza trumna, a w niej najczęściej ciało. Najczęściej, bo zdarza się, że do ziemi idzie fragment.
Nie miała ręki do życia
Opowieść o życiu Krystyny K. zaczyna się po jej śmierci. Szczerze mówiąc, wtedy zrobiło się naprawdę filmowe. I to w stylu pomiędzy dojrzałym Lynchem a wczesnym Tarantino. W Wielki Piątek 6 kwietnia 2012 r. słońce wzeszło o godzinie 5.58. A już 22 minuty później Jan Z. był na spacerze ze swoim psem. W czasie przesłuchania na komendzie opowie, że nawet gdyby chciał pospać, to i tak nie może, bo pies go budzi. To chyba najbardziej osobiste wyznanie w tych lakonicznych zeznaniach.
Reszta jest już głęboko techniczna. Wyszedł z domu o tej i o tej. Wszedł do lasu od strony ulicy tej i tamtej. Poszedł ścieżką w kierunku tym a tamtym. A później pies zniknął mu z oczu i długo go nie było.