Miejski szczur
Rozmowa z Muńkiem Staszczykiem o zwierzętach, zdrowiu, i łasce wiary
LESZEK GNOIŃSKI: – Ostatnio przełożyliśmy spotkanie. Wysłałeś mi esemesa, że masz doła, bo odszedł twój ukochany pies.
ZYGMUNT MUNIEK STASZCZYK: – Był ważną częścią naszej rodziny. Uwieczniłem go nawet na swojej solowej i niezwykle ważnej dla mnie płycie „Syn miasta”. Bardzo się cieszę, że Jacek Poremba zrobił mu takie świetne zdjęcia. Od mojej żony Marty przejąłem wielką miłość do psów, ale nie tylko, bo do zwierząt w ogóle. Mamy jeszcze 17-letnią suczkę Misię i koty. Zresztą przez cały czas mieliśmy dużo zwierząt, ale to z Glusiem czułem największą więź. Miał raka płuc. Był bardzo dzielny, walczył osiem miesięcy. Robiliśmy wszystko, aby go uratować i były momenty, gdy myśleliśmy, że z tego wyjdzie. Pod koniec był już na sterydach i próbowaliśmy go podtrzymać przy życiu przy pomocy respiratora. Niestety to nic nie pomogło i podczas kolejnej próby ratowania zmarł na moich rękach. Smutno mi i tęsknię. Następnego dnia po jego śmierci musiałem pojechać z moim akustycznym składem na koncert do Krynicy i wyjść na scenę. Oczywiście zaśpiewałem, ale ciężko było. Nie wiem, co dalej zrobić. Chciałbym znów mieć mopsa, bo to są wspaniałe psy, ale czułbym, że w jakiś sposób zdradzam Glusia.
Zacząłem naszą rozmowę od śmierci twojego psa, bo trwa dyskusja, kim w życiu człowieka powinny być zwierzęta. Na jednym biegunie jest były senator z ramienia PiS, który przywiązał swojego psa do haka i odjechał, zabijając go, czy wyciek starej wypowiedzi europosła Konfederacji, który mówił, że zwierzęta to „maszyny z mięsa”, które nie czują bólu.
Serio tak powiedział?
Tak.
Nie rozumiem tego. Tak mówi debil albo cynik, ale generalnie niebezpieczny człowiek, przykład wynaturzenia, psychopatii, sadyzmu, okrucieństwa.