Restauracja Bazaar mieści się na parterze nowoczesnego gmachu, wybudowanego na dawnym telewizyjnym parkingu. Wielkie, dobrze wyciszone okno pozwala obserwować ruch na Jasnej.
Karta dań w Bazaarze nie przytłacza liczbą propozycji (przeważnie pięć dań w każdej kategorii), lecz daje zróżnicowany wybór. Ceny wysokie, co zapewne sprawia, że na sali pustki.
Z zimnych zakąsek polecamy carpaccio z tuńczyka z sosem wiśniowym (32 zł), bardzo wyrafinowane i ładnie podane. Plastry łososia na ciepło z dużą ilością roszponki (27 zł) były raczej kawałeczkami niż plastrami, ale smakowo bez zarzutu. Do tego gorące bułeczki i masło. Ogólnie, jak na początek, dobre wrażenie.
Z trzech zup wybraliśmy zupę z rukwi wodnej z wędzonym łososiem i przepiórczymi jajkami (18 zł) oraz zupę kremową z pomidorów (15 zł) z ryżem i kiełkami. Obie znakomite, kto wie, czy nie najlepsze w Warszawie. Delikatne, wyrafinowane, aromatyczne – ideał.
Makaron orientalny (31 zł) z dużą ilością jarzyn i kawałkami kurczaka smaczny, ale kurczak twardy, więc ostrzegamy. Również przed udkiem z kaczki ze spaetzlami (38 zł). Kaczka była miękka, ale łykowata, co zdarzyło nam się pierwszy raz w życiu. Trochę to przypominało źle zrobioną sztukę mięsa, rozpadającą się na poszczególne włókna. Spaetzle, czyli bawarskie kluseczki, twarde i bez smaku. Polędwiczki wieprzowe, marynowane w wódce i kuminie (39 zł), były bez porównania lepsze, ale jednak zbyt twarde. Nad oboma tymi daniami kucharz powinien jeszcze popracować.
Natomiast bardzo dobre i zaskakujące było tiramisu ŕ la Bazaar (24 zł). Właściwe tiramisu umieszczone zostało w walcu z cienkiej, chrupiącej, gorzkiej czekolady. Bardzo ciekawa kompozycja smakowa, a porcja olbrzymia, całkowicie wystarczająca na dwie osoby.
W sobotę w południe było pusto, być może w dni powszednie odwiedzają Bazaar bankowcy i biznesmeni z pobliskich instytucji. Na pewno będą się tu dobrze czuli, jeśli tylko polepszy się kuchnia.