Życiowy szczyt Kamil Durczok zdobył szybko, ale bez przygotowania. Powrót do bazy okazał się śmiertelnie niebezpieczny.
Ostatnim świadkiem jest Dymitr. Owczarek niemiecki, kudłaty kompan. To Dymitr widzi wszystko: górki i doły, picie i kace, choroby i zdrowienie, fizyczny i psychiczny ból. Widzi, jak pan zasypia za kierownicą i wali autem w pachołki na autostradzie. Jak wiąże krawat przed kolejną sądową batalią. Jak traci siły, zapada się w chorobę, wychodzi z domu i jedzie do szpitala, żeby już nigdy z niego nie wrócić. Zmarły 16 listopada Kamil Durczok kochał Dymitra. Bo Dymitr po prostu był. Towarzyszył.
Nie oceniał.
Polityka
48.2021
(3340) z dnia 23.11.2021;
Społeczeństwo;
s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Zdemolowany"