Nie rozumiem, ale czuję
Czesław Mozil dla „Polityki”: Jestem w Polsce zakochany, ale się martwię
MIROSŁAW PĘCZAK: – Ojciec z Ukrainy, matka ze Śląska, dzieciństwo i młodość spędzone w Danii. Czy taki rodowód ma wpływ na twoje spojrzenie na Polskę i Polaków?
CZESŁAW MOZIL: – Wydaje mi się, że tak, i przejawia się to jakąś taką nadwrażliwością na polskie sprawy, polską rzeczywistość. Powiedziałem kiedyś publicznie, że jestem naiwnie zakochany w Polsce, ale teraz się martwię, bo Polacy zachowują się tak, jakby nie mieli historii w szkole. Przecież to, co się dziś dzieje, cała ta fala nacjonalizmu, to jakby powtórka z lat 30. I ja sam, choć uważam się za patriotę, nie czuję się na siłach, żeby 11 listopada iść razem z ludźmi, o których jeszcze parę lat temu nie myślałem, że w ogóle istnieją. Np. ONR kojarzyłem z dwudziestoleciem międzywojennym. A co do mojego rodowodu – jestem synem polonistki, więc mam kompleksy językowe, ale mam też kompleksy na tle znajomości historii Polski. Owszem, miałem historię w duńskiej szkole, ale wyobrażam sobie, że każde polskie dziecko z IV klasy podstawówki zna historię Polski lepiej ode mnie...
Raczej – powinno znać...
...no, powiedzmy. W każdym razie różne rzeczy musi mi tłumaczyć moja żona.
Ale jest też plus tej sytuacji: masz dystans do polskiej rzeczywistości, co pozwala widzieć ostrzej.
No tak, to może być jakaś przewaga, ale podam przykład z trochę innego kontekstu. Nagrałem kiedyś płytę z poezją Czesława Miłosza. W szkole w Danii nie miałem o nim lekcji. A tu mówią mi znajomi: nam w szkole obrzydzili tę poezję, bo mówili, jak mamy te wiersze interpretować, i zanudzali nas tym. A ja zabrałem się do tej niełatwej w odbiorze poezji z taką świadomością, że nie muszę jej do końca rozumieć, ale mogę ją czuć. I tak u mnie jest z Polską: nie zawsze rozumiem, choć zawsze czuję.