Kto jest za kurtyną
Kto jest za kurtyną? Rusza nowy proces w sprawie porwania Olewnika
Ponad 21 lat od zniknięcia syna biznesmena z Drobina wciąż trwa rozliczanie sprawców. Tym razem na ławie oskarżonych zasiądzie pięciu mężczyzn, którzy od wielu lat przewijali się w materiałach śledczych, ale dopiero teraz zdecydowano się postawić ich przed sądem. Dwóch z nich – Jacek K. (to najbliższy przyjaciel i wspólnik biznesowy Krzysztofa) i Eugeniusz D. – usłyszało zarzuty udziału w grupie porywaczy. Trzech pozostałych – Grzegorza K., Mikołaja B. i Andrzeja Ł. – oskarżono o wyłudzanie od ojca porwanego pieniędzy za rzekomą pomoc w poszukiwaniu syna.
W 2008 r. wydawało się, że zbrodnia została już rozliczona, a sprawców ukarano. Sąd Okręgowy w Płocku po trwającym prawie rok procesie skazał porywaczy i zabójców na wysokie kary. Dwóch dostało dożywocie, ośmioro (w tym jedna kobieta) kary więzienia, a jednego oskarżonego uniewinniono. Główny podejrzany Wojciech Franiewski nie doczekał procesu – w olsztyńskim areszcie popełnił samobójstwo. Ale Włodzimierza Olewnika i pozostałych członków rodziny ten wyrok nie usatysfakcjonował. „Skazano siekierę, a nie zleceniodawców” – mówił tuż po ogłoszeniu wyroku Włodzimierz Olewnik.
Od początku ta sprawa była spowita mgłą skrywającą niewyjaśnione tropy, niedopowiedziane wątki, zaniedbania śledcze (do dzisiaj nie wiadomo, czy celowe, czy wynikające z niekompetencji) i niejasne motywy. Mroczna zbrodnia, która na zawsze pozostanie wyrzutem sumienia dla policji i prokuratury.
Telefony z głosem Krzysztofa
Była jesień 2001 r. Właściciel Zakładów Mięsnych w Drobinie właśnie zyskiwał miano potentata w branży. Lokalni notable zabiegali o jego względy. Niewątpliwie Włodzimierz Olewnik miał smykałkę do biznesu, szanowano go za konsekwencję, z jaką pomnażał majątek.