Bareja by tego nie wymyślił
Jurek Owsiak dla „Polityki”: Bareja by tego nie wymyślił
LESZEK GNOIŃSKI: – W tym roku 30. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. A co najbardziej zapamiętałeś z pierwszego finału w 1993 r.?
JUREK OWSIAK: – Cholerny mróz.
Nie bałeś się, że akcja nie wypali?
Wychodziłem z założenia, że albo wóz, albo przewóz. Jeżeli coś by nie wypaliło, to trudno. Zawsze robiliśmy to dla ludzi i jeśli miałoby nie wyjść, znaczyłoby, że tego nie chwycili. Bardziej bałem się mrozu.
To dlaczego finał zrobiliście w zimie?
Telewizja nie bardzo chciała to robić. We wrześniu nie mieli czasu antenowego, w październiku też nie. Okazało się, że tylko początek stycznia wchodzi w grę, więc wzięliśmy. Wtedy byliśmy orkiestrą zabawą, gadżetem, happeningiem. Nie mieliśmy jeszcze żadnych skarbonek, nic nie było. Totalny spontan.
Pierwszy finał był wielkim zrywem środowiska rockowego.
Wtedy istotnie śmiem twierdzić, że całe środowisko rockowe poszło jedną ławą i zagrało. Natomiast pierwszym naprawdę dużym ruchem był festiwal w Jarocinie w 1992 r., kiedy zrobiliśmy koncert już pod kątem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wtedy zbieraliśmy na jedną operację. Udało się, choć pomógł sponsor. Po tej zbiórce powiedziałem do Waltera Chełstowskiego, bo razem to organizowaliśmy: „No mamy finał, po co dalej tę akcję ciągnąć?”. Odpowiedział, że festiwal w Jarocinie jest jednak zamkniętą enklawą i powinniśmy zrobić finał osobno. I zrobiliśmy.
Co się zmieniło przez te wszystkie lata?
Po 30 latach jesteśmy meganowocześnie prowadzoną organizacją. Prowadzimy fundację w bardzo komfortowych warunkach, nic nam nie kapie na głowę. Przez ten czas są różne zawirowania w polityce i to doprowadziło, że przestaliśmy współpracować z Telewizją Polską.