MARTYNA BUNDA: – Zapadły pozytywne dla pani wyroki w ważnych, głośnych i znanych publicznie sprawach. W styczniu – Tęczowa Maryjka i uniewinnienie w drugiej instancji, w marcu – niespodziewany zwrot akcji w sprawie o napis „PiS = PZPR” zmywalną farbą, gdzie po skardze kasacyjnej Zbigniewa Ziobry Sąd Najwyższy uniewinnił panią, a nie zaostrzył wyrok, jak chciał prokurator generalny. Potem kwietniowy werdykt Sądu Okręgowego w Warszawie nakazujący Telewizji Polskiej przeprosiny za upublicznienie wizerunków i danych personalnych 10 osób, które rzekomo napadły na Magdalenę Ogórek…
ELŻBIETA PODLEŚNA: – …z których to 10 osób dwóch w ogóle nie było pod budynkiem Telewizji w momencie, gdy Magdalena Ogórek go opuszczała… Historia z napisem „PiS = PZPR” pokazuje, że nie powinniśmy mieć złudzeń, w jakim państwie żyjemy. Zatrzymanie i przewiezienie w kajdankach na komendę policji, rewizja osobista z rozebraniem do naga, w drugiej instancji wyrok uznający mnie za winną i obciążający mnie absurdalnie wysokimi kosztami, w tym potrójnie policzonym wynagrodzeniem dla działacza PiS w roli adwokata, a na koniec nadgorliwy komornik i zablokowane konto… A jednak na moim życiu najbardziej zaciążyła sprawa z Magdaleną Ogórek jako rzekomo poszkodowaną. 19 kwietnia Sąd Okręgowy w Warszawie zobowiązał Telewizję Polską do przeproszenia nas w terminie 14 dni od uprawomocnienia się wyroku. To i tak ledwie symboliczny gest wobec tego, co zaczęło się trzy lata temu w lutym.
Przeprosili?
Jak dotąd nie.
Zacznijmy od tego, co się wydarzyło pod gmachem Telewizji.
Po śmierci Pawła Adamowicza, od miesięcy zaszczuwanego przez Telewizję Polską i zamordowanego przez niesionego emocjami niestabilnego człowieka, przez kilkanaście dni prowadziłam – czasem jednoosobowo, czasem w towarzystwie kilku, kilkunastu osób – protest przed wejściem do redakcji programów informacyjnych TVP.