Przerwane porwanie
Przerwane porwanie: koszmar 14-latki z Poznania. „To już z nią zostanie”
Mama 14-letniej Kasi stała akurat na przystanku tramwajowym, gdy zadzwonił kolega córki. Był piątek, 22 lipca, koło godziny 15. Informacja, jaką jej przekazał, sprawiła, że kobieta aż się zachwiała i kurczowo chwyciła ogrodzenia oddzielającego przystanek od jezdni. Zauważyła to przejeżdżająca właśnie obok samochodem kobieta. Zatrzymała się, spytała, co się stało. Uprowadzili mi córkę – odpowiedziała niemal bez tchu mama Kasi. – Proszę wsiadać, zawiozę panią na policję. Przyjechały na komisariat policji Poznań Stare Miasto.
– To był akurat koniec pracy, wszyscy wychodzili już do domów – opowiada Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Wychodził też naczelnik wydziału kryminalnego. I jak zwykle po drodze zajrzał do dyżurki, akurat gdy mama Kasi zgłaszała dyżurnemu, że porwano jej dziecko. Naczelnik od razu zabrał kobietę do wydziału, zatrzymał swoich ludzi, poprosił zastępcę komendanta Norberta Woźniaka, żeby przyszedł, bo jest poważne zdarzenie. – Nas interesowało przede wszystkim, kto porwał dziecko – opowiada policjant kryminalny. Kobieta powtórzyła to, co przekazał jej kolega córki. Że pod Biedronkę, gdzie była Kasia, a także 13-letnia Laura z koleżanką i kolegą, podjechała samochodem mama Laury. Powiedział, że wzięli Kaśkę do samochodu i gdzieś pojechali. – Sytuacja na tyle zaniepokoiła chłopca, że aż zadzwonił do matki Kasi – opowiada policjant.
Musimy jechać
– Wiedzieliśmy już mniej więcej, co się stało i – jak to się mówi – „spuściliśmy wszystkie psy ze smyczy” – relacjonuje emocjonalnie całą akcję Andrzej Borowiak. Jedni policjanci pojechali na miejsce przejrzeć nagrania z monitoringu, żeby znaleźć i ustalić numery rejestracyjne samochodu, drudzy porozmawiać z chłopakiem.