Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Literatura faktu

Opisał zbrodnię w pamiętniku. Ale czy naprawdę zabił ojczyma?

Miejsce zbrodni autor wspomnień przedstawił precyzyjnie – stojąc na pomoście z pamiętnikiem w dłoni, policjanci z archiwum X nie mieli wątpliwości: autor tu był. Miejsce zbrodni autor wspomnień przedstawił precyzyjnie – stojąc na pomoście z pamiętnikiem w dłoni, policjanci z archiwum X nie mieli wątpliwości: autor tu był. Patryk Sroczyński
Grzegorz L. opisał w pamiętniku, jak zabił swojego ojczyma, ale teraz twierdzi, że wszystko zmyślił, bo grozi mu dożywocie. Sprawa wyszła na jaw po pięciu latach przez przypadek.
O oskarżonym: od dziecka diabeł wcielony, dzień dobry powie, ale człowiek nigdy nie wie, co mu strzeli do głowy, więcej siedział po więzieniach niż w domu.Daniel Dmitrie/Forum O oskarżonym: od dziecka diabeł wcielony, dzień dobry powie, ale człowiek nigdy nie wie, co mu strzeli do głowy, więcej siedział po więzieniach niż w domu.

Ramzes, Skowron i Kojot po pijanemu poszli na kebab. – Ciapaty coś zapyskował i się koledzy wnerwili – pamięta Kojot. Wtargnęli na zaplecze, obsługę lokalu (rodem z Pakistanu) sklepali („nie jakoś mocno”), obrabowali („marne dwie stówy”), na odchodnym zabrali komórkę. Sąd uznał to za rozbój, wyroki zapadły jak z różnych galaktyk: Kojot – pół roku odsiadki, Skowron – rok, a Ramzes, czyli Grzegorz L., aż trzy lata. Ale to jego najmniejszy problem, bo Skowron wyjawił śledczym, że Ramzes miał w zwyczaju chwalić się zabójstwem ojczyma, co więcej, opisał to w pamiętniku. I faktycznie: w jego mieszkaniu policjanci znaleźli zapiski, a w nich opis zabójstwa.

Notatnik z kolorową papugą

Do tego czasu śmierć Wojciecha L., ojczyma Grzegorza, była traktowana jak nieszczęśliwy wypadek. 26 maja 2015 r. ktoś zauważył jego ciało pływające koło pomostu wędkarskiego na Jeziorze Lusowskim w Lusówku. To sypialnia Poznania i ulubione miejsce rekreacji poznaniaków, żabi skok (bez korków kwadrans samochodem) od śródmieścia. Jezioro obrastają dziesiątki kładek i pomostów, ale reporter POLITYKI ma fart. – No tak, to tutaj. Wtedy też przyszedłem wędkować, już mnie policjanci nie chcieli wpuścić, bo ciało przykryte czarną folią leżało dokładnie tu – 59-letni Robert zerka na przynęty pod nogami. Dziwił się, że ktoś utonął „tak sam z siebie”, bo wokół pomostu raczej płytko (eksperyment procesowy wykaże do 1,2 m). Nie znaleźli się jednak świadkowie, na ciele denata ani na pomoście nie było śladów walki czy szamotaniny, według autopsji śmierć nastąpiła „w mechanizmie utonięcia bez udziału osób trzecich”. Prokuratura umorzyła sprawę.

Wznowiła ją wraz z policjantami tzw. archiwum X komendy wojewódzkiej, badającego zbrodnie sprzed lat, gdy w śledztwie w sprawie napadu na lokal z kebabami wypłynął pamiętnik.

Polityka 40.2022 (3383) z dnia 27.09.2022; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Literatura faktu"
Reklama