Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wstrząsający materiał z ubojni Sokołów SA. Zawiódł czynnik ludzki

Śledztwo Vivy! trwało od września do listopada 2022 r. Śledztwo Vivy! trwało od września do listopada 2022 r. Michał Grocholski / Agencja Wyborcza.pl
Aktywiści złożyli zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na znęcaniu się nad zwierzętami na terenie ubojni Sokołów SA, jednej z największych w Polsce.

Wstrząsające kadry dokumentujące znęcanie się nad zwierzętami, kopanie, dźganie ostrym narzędziem, bicie leżącej na rampie krowy, która nie mogła wstać, to efekt obserwacji aktywistów śledczych Vivy!, którzy objęli nią ubojnię jednego z największych producentów mięsa w Polsce – Sokołów SA. Zarejestrowali, jak traktowane są krowy i byki w ostatnich chwilach ich życia, co pokazał potem w swoim reportażu „Droga na rzeź” Janusz Szwertner w Onecie. Jedno ze zwierząt miało krwawiącą ranę na głowie po ułamanym rogu. Poganiacz szpikulcem starał się trafić w to właśnie miejsce i kilka razy mu się udało.

Monitoring w ubojni

To wszystko zdarzyło się w firmie, która chwali się, że przestrzega wszystkich standardów. I rzeczywiście, w rzeźni w Kole jest wielka tablica informująca o tym, jak nie należy traktować zwierząt. Wszystkie te punkty zostały złamane, co pokazują nagrania aktywistów. Jest nawet monitoring: od wjazdu na teren do momentu uboju, chociaż nie jest to rozwiązanie obowiązkowe. – Monitoring nadzoruje lekarz z inspekcji weterynaryjnej – mówi Marcin Bałauda, dyrektor ds. PR w ubojni w Kole. – Ma siedzibę w zakładzie. Ale nie siedzi cały czas przed monitorem, idzie na rampę oddaloną ok. 20 m, by nadzorować rozładunek zwierząt. Monitoring przeglądamy, gdy są jakieś sygnały, że coś było nie tak.

Najwyraźniej sygnałów nie było, a teraz jest już za późno. Śledztwo Vivy! było prowadzone od września do listopada 2022 r. w ramach działań dwóch kampanii: „Stopklatka” i „Zostań wege”. Pod koniec grudnia Viva! złożyła zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na znęcaniu się nad zwierzętami na terenie ubojni Sokołów SA (oddział w Kole), i przekazała dziewięć godzin materiału wideo. Nagrań z monitoringu nie można już przejrzeć, bo są kasowane po miesiącu.

– Taki monitoring nie ma żadnego sensu – mówi prof. Andrzej Elżanowski z Wydziału Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego, prezes Polskiego Towarzystwa Etycznego, który podobnie jak inni angażujący się w kampanie na rzecz praw zwierząt postuluje wprowadzenie obowiązkowego monitoringu w ubojniach. – Nagrania powinny być wysyłane i oceniane przez kogoś z zewnątrz, np. z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii, nie przez lekarza zatrudnionego w zakładzie. I przechowywane co najmniej trzy lata, bo przecież sprawy w prokuraturach i sądach trwają latami.

Człowiek, najsłabsze ogniwo

Natychmiast po upublicznieniu nagrań i opublikowaniu reportażu Onetu Sokołów SA opublikował oświadczenie Dariusza Jakóbowskiego, dyrektora spółki ds. zrównoważonego rozwoju i dobrostanu zwierząt, który zapewnił, że do zgłoszeń i sygnałów dotyczących możliwości niewłaściwego traktowania zwierząt firma podchodzi niezwykle poważnie. Dlatego podjęto już wszelkie możliwe kroki, których celem jest szczegółowe zbadanie sprawy. Obiecał, że w przypadku naruszenia standardów dotyczących dobrostanu zwierząt wobec osób odpowiedzialnych zostaną wyciągnięte stanowcze i surowe konsekwencje.

Za transport i rozładunek zwierząt odpowiedzialni są zewnętrzni dostawcy mówi dyrektor Bałauda z Koła. – To nie tak, że chcemy zrzucać z siebie odpowiedzialność, musimy to wszystko starannie przeanalizować.

Wyjaśnia, że w czasie, z którego pochodzą nagrania fundacji Viva!, jeden z pracowników ubojni został zwolniony, a drugiemu wręczono naganę „za nadużywanie poklepywacza”. Jeden z zewnętrznych dostawców dostał z kolei zakaz wjazdu. – Więc być może my już zareagowaliśmy na te niewybaczalne zachowania – mówi dyr. Bałauda. – Staramy się robić wszystko tak, żeby przestrzegać dobrostanu zwierząt, którym winni jesteśmy wdzięczność i szacunek. Ale niestety najsłabsze ogniwo to czynnik ludzki.

Praca na akord, zabójcza dla wszystkich

Pytanie, czy jesteśmy w stanie to zmienić, nie rezygnując z masowej produkcji mięsa. W ubojni w Kole zabija się kilka tysięcy sztuk bydła miesięcznie. Rzeźnia nie pracuje codziennie, ale kiedy są transporty, ubija się non stop, całą dobę, nawet po kilkaset zwierząt. Wielkich, ważących ponad pół tony byków i niewiele mniejszych jałówek. W takich ubojniach to mordercza praca na akord, zabójcza zarówno dla zwierząt, jak i dla ludzi.

Praca w rzeźni ma dewastujący wpływ na psychikę – mówi prof. Elżanowski. – Nikt nie jest w stanie pracować tam dłużej niż pięć lat. A badania lokalnych społeczności, gdzie głównym pracodawcą są zakłady mięsne, pokazują, że poziom przemocy i alkoholizmu są zdecydowanie wyższe.

Przywołuje amerykańskie badania: Donald Stull i Michael Broadway raportują, że w Finney County w stanie Kansas po otwarciu dwóch wielkich rzeźni odnotowano w ciągu pięciu lat 130-proc. wzrost przestępstw z użyciem przemocy (co trzeba skorygować o współczynnik wzrostu zaludnienia o 33 proc., ale i tak jest to przerażający wzrost). W tym samym czasie trzykrotnie wzrosła liczba przypadków przemocy wobec dzieci i była o 50 proc. wyższa niż w reszcie stanu.

Nie doceniamy kosztu społecznego okrucieństwa wobec zwierząt, jakim jest hodowla przemysłowa – mówi prof. Elżanowski. – Przecież także u nas na wsi poziom rozwoju moralnego jest mierzalnie niższy niż w miastach, które tego okrucieństwa nie widzą lub nie chcą widzieć.

Musimy jeść mniej mięsa

Co można zrobić, żeby nie dochodziło do takich przejawów okrucieństwa wobec zwierząt hodowlanych? Na pewno odpowiednie regulacje prawne zmniejszyłyby skalę zjawiska, choćby wprowadzenie obowiązkowego i skutecznego monitoringu w ubojniach. Ale przykład Sokołowa pokazuje, że to może nie wystarczyć. – Niemcy odchodzą od dużych rzeźni i masowego zabijania na rzecz lokalnych ubojni pod kontrolą lokalnych społeczności – mówi prof. Elżanowski. – To daje też gwarancję krótkiego transportu zwierząt albo go nawet eliminuje, co istotnie zmniejsza ich cierpienie. Ale oczywiście mięso z takiego uboju jest znacznie droższe.

Co ciekawe, okrucieństwo pracowników przemysłowej produkcji mięsa podobnie tłumaczy Onetowi Michał Kołodziejczak, szef Agrounii: „Teraz hodowla często odbywa się w taki sposób, że rolnik dostaje zwierzęta na 1,5 roku albo na 20 miesięcy na odchowanie. Zwierzę ciągle jest własnością firmy, która jedynie pożycza je rolnikowi, płaci za chodzenie przy nim, a następnie je odbiera i traktuje jak element zarobku. Dawniej, gdy były małe ubojnie, małe zakłady mięsne, ludzie obchodzili się inaczej ze zwierzętami, utożsamiali się z nimi”.

Ale żeby wrócić do tego, co było, musimy po prostu jeść mniej mięsa. Droższego, lepszej jakości, ale dużo, dużo mniej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną