Szkolna demolka
Szkolna demolka: co po wyborach? Po ośmiu latach władzy PiS mamy chaos, biedę i naciski
Szkoła 1. Wiejska podstawówka na stu uczniów, północno-wschodnia Polska. W pomieszczeniu gospodarczym w przykurzonym foliowym worku leży nierozpakowana stacja lutownicza. Obok zamknięte pudło z drukarką 3D. – W ramach ministerialnego programu Laboratoria Przyszłości dostaliśmy 35 tys. zł do wydania na sprzęt. Ale zamówienie niektórych rzeczy było wymagane, choć nie są nam potrzebne, bo np. dwie drukarki 3D mieliśmy już wcześniej – opowiada dyrektor. Denerwuje się, że szkołę zawaliły urządzenia, a nie ma pieniędzy, żeby zapewnić dzieciakom psychologa. – Od września 2022 r. powinien być obowiązkowo, jednak nikt nie odpowiada na ogłoszenie o pracy – przyznaje dyrektor. Rok temu poradnia psychologiczno-pedagogiczna z powiatu raz w tygodniu przysyłała swojego pracownika. – Zwolnił się, otworzył prywatny gabinet – kontynuuje dyrektor. – Gdy uczniowie mają problemy, rozmawiamy z nimi, jak umiemy, po ludzku. Co mam zrobić? Przecież nie dam im lutownicy na pociechę.
Szkoła 2. Liceum ogólnokształcące w Małopolsce, 500 uczniów. – Szkoła jest pod politycznym butem starostwa, koledzy na siebie donoszą, motywacja do pracy – zerowa – opowiada nauczyciel polskiego. – Stawiamy stopnie, realizujemy podstawę programową „od–do”. A po godzinach żyjemy drugim życiem. Polonista wraz z kilkorgiem nauczycieli założył stowarzyszenie edukacyjne, zdobywają granty, zatrudniają najlepszą kadrę z okolicy za trzy razy tyle co w szkołach. Organizują kursy z polskiego, matematyki, języków, ale też warsztaty artystyczne, psychologiczne i liderskie. Polonista mówi, że przyjemnie patrzeć, jak dzieciaki idą do przodu, nabierają wiary w siebie, rozwijają się społecznie.