Drapieżca w domu
Kazirodztwo: drapieżca w domu. Krzywda pozostawia w dziecku trwały ślad
MARTYNA BUNDA: – Co się musi stać, żeby człowiek skrzywdził seksualnie dziecko?
MARIA BEISERT: – Musi mieć motyw, a dokładniej pragnienie zaspokojenia potrzeby. Najczęściej seksualnej. I musi uznać ją za tak ważną, że dziecko i jego krzywda schodzą na dalszy plan. A na poziomie szczegółowym wyjaśnień jest wiele. Wykorzystanie seksualne dziecka to np. sposób pseudopodnoszenia się z własnych urazów. Jeśli sprawca przeszedł przez dramatyczne doświadczenia, potem krzywdzi innych, żeby odzyskać trochę poczucia kontroli. To częsty mechanizm. Im wcześniejszy uraz związany z seksualnością człowieka, tym niebezpieczniejsze skutki. Urazy wczesnodziecięce uruchamiają bardzo prymitywne mechanizmy obronne. Ale mogą być też inne motywy.
Jakie?
Pamiętam pewnego drapieżcę seksualnego, zresztą mojego pierwszego w życiu pacjenta. To nie był przypadek kazirodztwa, bo mężczyzna wykorzystywał dzieci obce, w okrutny sposób. Ale mechanizm był podobny. Ów człowiek był niewidomy. Trafił do poradni, bo chciał to porzucić – ale tylko dlatego, że wiedział, że jako niewidomy pedofil zginie, jeśli trafi do więzienia, a obawiał się, że w końcu zostanie złapany. W ogóle nie brał pod uwagę cierpienia swoich ofiar. Zobaczyłam skrzyżowanie braku poczucia winy, współczucia i empatii z lękiem przed karą – i z rozpaczą z powodu porzucenia jedynej rzeczy, która pozwala mu dostąpić tego, co mają inni – rozkoszy, satysfakcji seksualnej. Poczucia władzy.
To mit, że kazirodztwo dotyczy ludzi niskofunkcjonujących, dołów społecznych, warstw niewykształconych. Bo to przestępstwo, do którego dochodzi równie często w dobrych domach i wśród osób o bardzo wysokiej pozycji społecznej.
Wykorzystanie kazirodcze biegnie zasadniczo dwiema drogami: może być siłowe, z uszkadzaniem ciała dziecka i elementami sadystycznymi, ale może być wikłająco-uwodzące, gdy to sprawca regresywny, czyli niedojrzały emocjonalnie i seksualnie, traktuje dziecko jak partnera i dba o jego przyjemne doznania.